Skocz do zawartości

Aktywni na Forum

Posty wysoko ocenione

Pokazuje posty z najwyższą reputacją od 15.04.2010

  1. Ponieważ dość często zimą, a szczególnie gdy temperatury ostro spadną, pojawiają się wołania o pomoc, bo ośki w urządzeniach liczących pobieraną energię zaczynają się zacierać, magazyny opału zastraszająco szybko pustoszeją, a włosy dęba stają po obejrzeniu rachunków i drastycznie spada komfort bytowania w tym, co się zbudowało ? postanowiłem przypomnieć w oddzielnym temacie jeden ze sposobów diagnozowania takiego stanu rzeczy. Obrzędy gromniczne! Z rozpoczęciem sezonu grzewczego rusza wentylacja grawitacyjna. Jest napędzana różnicami gęstości (wagi/wyporu) powietrza. Aby zrozumieć co i po co doradzam często przeprowadzenie tych obrzędów. Opiszę dla przykładu stan ekstremalny i wręcz oczywisty. Wyobraźcie sobie, że w jednym z pomieszczeń przez nieuwagę pozostało otwarte okno. Tak na "stałe". Wtedy, choćby nie wiem jak dobry był piec, nie wiem jak mocno w nim się paliło - nie dogrzeje się wnętrz przy pozornie pełnej możliwości! Szukać przyczyn takiego stanu w zakładanym przypadku nawet nie trzeba, bo ogrzane za Wasze złotówki powietrze oddala się tym oknem, zabierając je ze sobą! Grzeje się w salonie a ono płynie sobie przez korytarz do tego miejsca, gdzie to okno się znajduje i jakoś samo WIE jak je sobie znaleźć. Jest niewidoczne, przeźroczyste i robi to (tę ucieczkę) w sposób niedostrzegalny. No i dochodzimy do obrzędów gromnicznych. Zapalamy jaką świecę (w domu zawsze jest jakiś ogarek). Stajemy z nią w drzwiach pomieszczenia i unosimy pod samą poprzeczkę obserwując jej płomień. Odchyli się. Zawsze to robi, bo powietrze krąży po domu. Tylko - w którą stronę? (zawsze w tę w którą płynie struga). Opuszczamy tę świecę do podłogi w tych drzwiach. Jak jest "dobrze" to wychyli się w stronę przeciwną. To oznacza, że górą drzwi napływa a dołem odpływa (lub odwrotnie). Stopień odchylenia od pionu tego płomienia wskazuje na intensywność ruchu. A co się dzieje jak i na górze i na dole odchyla się w tę samą stronę? To oznacza, że w tym pomieszczeniu znajduje się wielki, niezidentyfikowany pożeracz ciepłego powietrza! Lub? Wielki, niezidentyfikowany generator powietrza lodowatego! Bo? Bo jest niemożliwe napełnianie lub opróżnianie bez końca jakiegokolwiek pomieszczenia! Pękłoby, jak jaki granat lub zapadło ?w siebie? wcześniej lub później! W domu jest zwykle kilka otworów drzwiowych, zazwyczaj otwartych. Trzeba więc skontrolować wszystkie i odwołać się do pomocy wyobraźni. Wyobrazić sobie jak to niewidoczne powietrze krąży. Jak jest "bardzo nie tak" co widać np. po rachunkach za ogrzewanie czy innych objawach - to możemy znaleźć tą metodą tego ukrytego "pożeracza lub generator". Płomień świecy to naprawdę bardzo czuły wskaźnik! Często doprowadzi nas do okna, wyłazu dachowego, kratki wentylacyjnej (zwłaszcza kratki są ważne!!! Te należy odbadać bezwzględnie!!!). Tam palacze mają lepiej! Zapalają papierocha i dmuchają chmurkę dymu. Patrzą co się z nim dzieje ( są też inne metody, wcale nie trzeba uczyć się palić!!! ). Bywa, że przy takiej kratce ręka lodowacieje a płomień prawie poziomo wskazuje na wnętrze. A kratka ma wywiewać a nie nawiewać! To oznacza, że jest gdzieś WYŻEJ od tej kratki jakaś INNA droga ucieczki ciepłego powietrza. Trzeba koniecznie ją znaleźć! UWAGA!!! Tej kratki zamykać nie należy przed końcem obrzędu! Po dokonaniu obchodu i wykonaniu w wyobraźni mapy obiegu ciepłego powietrza we włościach, łatwiej jest wytypować przyczynę utraty ponadnormatywnych ilości ciepłego powietrza. Często już w trakcie obchodu coś się znajduje - i wszystko staje się jasne! A jak zazwyczaj opisane powyżej czynności się odbywają? Głowa rodu obwieszcza, że będzie tropić złodzieja ciepła. Rodzina (czasem też goście, znajomi, sąsiedzi) , z czystej ciekawości i z pełnym zrozumieniem dla podejmowanego wyzwania asystuje jako niemi obserwatorzy działań. Zazwyczaj czas na nie wypada po południu czy wieczorem - bo w piecu pali się już od jakiegoś czasu, stan się ustalił, za oknem ciemno to i ten płomień jest wyraźniejszy. Gasi się światło, zapala świecę i..... Rusza milcząca PROCESJA! W ciszy i skupieniu wykonywane są przysiady i wspięcia na palce, stołki, bezcelowe (pozornie) plątanie się całej gromady ludzi na i ze schodów... Dokonywane są gwałtowne zwroty kierunku w jakim grupa się porusza... Do tego wszyscy z napięciem, często z wypiekami na twarzach (młodzież, lub wszyscy, jak wyraźnie "coś z tego wychodzi i sukces wydaje się bliski") wpatrują się w mikry płomień niesionej przez głowę rodu świecy.... A że procedurze należy poddać każde pomieszczenie, niezależnie od jego przeznaczenia, więc? Dla patrzącego z boku - to tajemnicze obrzędy nieznanego kultu - ewidentnie - ognia i domu! Takiego widoku długo się nie zapomina! Osłonięty naczynkiem znicz się do tego nie nadaje! Wskaźnik należy dzierżyć w dłoni tak, aby był w stanie coś pokazać. A że najłatwiej w domu o kawałek jakiej solidnej świeczki stojącej gdzieś na czarną godzinę przerw w dostawie prądu - to ja je nazywam GROMNICZNE. Zróbcie TO. Odprawcie te obrzędy to może opłaty spadną? Powodzenia! Adam M.
    12 points
  2. Na początek, żeby nie było niejasności przedstawię się. Jestem przedstawicielem Grupy Topex – firmy, która stoi za elektronarzędziami i akcesoriami marki GRAPHITE, o których wspomnieliście w wątku. Postaram się pomóc – oczywiście bez reklamy. Co do wyboru elektronarzędzi – żeby mądrze wybrać trzeba wiedzieć do czego będziesz ich używał. I tutaj kierowanie się samą marką może być zwodnicze. Bo jeśli nawet wybierzesz solidny sprzęt uznanej marki, ale będziesz użytkował niezgodnie z tym do czego został stworzony to nie ma siły – w końcu nie wytrzyma… Oczywiście możliwe są przegięcia w drugą stronę, o których pisze retrofood – człowiek wykłada tysiąc za wiertarkę i używa raz na rok… no ale zdecydowanie częstszy jest ten pierwszy przypadek A teraz konkret: nie będę się wypowiadał o konkurencji – szanujemy to co robią i nie wypada, żebym o nich pisał. Mogę natomiast powiedzieć coś o GRAPHITE. Przede wszystkim to solidne rozwiązania, za rozsądne pieniądze. Elektronarzędzia projektujemy tak, żeby sprostały intensywnemu użytkowaniu przy obciążeniach bliskich profesjonalnym. Co to oznacza? Że jeśli jesteś wymagającym majsterkowiczem lub profesjonalistą, który używa elektronarzędzi do prac pomocniczych, to będziesz zadowolony. Dodatkowo masz na nie 2-letnią gwarancję (również na fakturę) i serwis pogwarancyjny (czyli dostęp do części zamiennych). Gdybyście potrzebowali jakiejś pomocy to piszcie śmiało na expert@grupatopex.com – chętnie pomogę. W sumie temat elektronarzędzi to „rzeka” – a są jeszcze akcesoria… no ale nie będę się rozpisywał ;) Marcin Grupa Topex
    10 points
  3. Zima… Znowu zima…. I co i raz natykam się na posty, ze gdzieś pojawił się grzybek, pleśń, pizga chłodem z kratek, a powinno wywiewać… Może więc warto przypomnieć kilka prawd o wentylacji, która ma podstawowy wpływ na taki stan spraw, komfort i trwałość wznoszonych domów… . Hydrosfera - to jedna z geosfer. Inaczej, ogół wód na Ziemi. Wody podziemne, powierzchniowe wraz z rzekami, jeziorami, lodowcami, morzami i oceanami, a także parą wodną w powietrzu – to właśnie ta hydrosfera Fajnie! I co z tego? Tak się składa, że żyjemy w hydrosferze. Ten fakt ma zasadniczy wpływ na nasze życie. Choćby przez to, że również w hydrosferze budujemy od wieków nasze domy! Wilgoć otacza nas przez całe życie. Woda stanowi też lwią część masy naszego ciała… Wilgoć to popularne określenie na wodę zawartą w powietrzu w formie aerozolu lub pary, obecną w porach substancji porowatych lub na powierzchni ciał stałych w formie drobnych kropelek lub jednolitego, cienkiego filmu. Wilgoć w środowisku naturalnym występuje właściwie prawie wszędzie (oprócz obszarów pustynnych i polarnych), jest ona też nieodłączonym elementem wnętrz w których przebywają ludzie. Zawartość wilgoci w powietrzu nazywa się jego wilgotnością, którą podaje się zwykle w jednostkach względnych, przyjmując za 100% maksymalne stężenie pary wodnej, od którego zaczyna się w danych warunkach jej skraplanie. Zawartość wilgoci w powietrzu na terenie otwartym zależy bezpośrednio od warunków atmosferycznych (opady i temperatura) - przy temperaturze poniżej O°C wilgotność powietrza zawsze wynosi 0, gdyż cała para wodna w tym warunkach ulega wykropleniu. Zazwyczaj też wtedy leży nam pod nogami… To jest to takie białe… Radość dzieciaków – śnieg! Ludzie są generatorem wilgoci sami z siebie i ze względu na styl swojego życia . Oddychają, myją się, gotują, piorą.... Czasem im odbija i nawet kwiatki podlewają, rybki, psa lub kotka hodują... Lub dzieci… Czasem i po kilka sztuk! Zawartość wilgoci w powietrzu we wnętrzach zależy od kilku czynników: * od wilgotności powietrza na zewnątrz * od sposobu ogrzewania i wentylacji * od liczby osób przebywających w pomieszczeniu i rodzaju ich aktywności * od rodzaju powierzchni ścian, sufitu i podłogi - niektóre rodzaje powierzchni np: (cegła) wchłaniają lub wydzielają wilgoć. * od innych czynników takich jak źródła wilgoci (np: wspomniana gotująca się woda czy procesy technologiczne wydzielające lub pochłaniające wodę – malowanie, tynkowanie, inne). Wilgotność w pomieszczeniach gdzie na stałe przebywają ludzie, powinna mieścić się w zakresie od 40 do 60%. Wilgotność poniżej 40% powoduje u większości ludzi nieprzyjemne uczucie suchości w nosie i na ustach, ze względu na wysychanie błon śluzowych. Wilgotność powyżej 60% jest natomiast zwykle odbierana jako "duszność" czy "parność" i powoduje złe samopoczucie, związane głównie z trudnościami z odprowadzaniem nadmiaru wody przez skórę. Wielowiekowe doświadczenie pokazało, ze jedynie dobra wentylacja jest prostym i skutecznym sposobem na kontrolowanie wilgotności względnej w domu. Jak jest tej wilgotności tak od 40 do 55% to jest najlepiej.... A do tego byłoby dobrze, jakby temperatura wnętrz była tak z 20 do 23stC. Razem to się nazywa komfort klimatyczny - i tego właśnie potrzebujemy. Dopóki w trakcie rozwoju cywilizacyjnego ludzie byli nomadami, zbieraczami i wiecznie zmieniali miejsce pobytu w poszukiwaniu jedzenia – problemu nie było. Zaczął się, gdy się osiedlili i pobudowali sobie stałe schronienia. Zauważono, że czasem jest w domu dobrze a czasem nie. Metodą prób i błędów wypracowano takie zasady budowy domów, które pozwalały na coraz większy komfort życia. Prędko też zauważono dobrodziejstwo wentylacji wnętrz w tym dziele. Wiedza o tym jak budować dobrze, była i jest stale udoskonalana. W ujęciu historycznym – wypracowano kilka systemów wentylacji, czyli kontroli wilgotności wnętrz. Wentylacja naturalna: Stosowana jeszcze do niedawna! W zasadzie – tworzyła się sama, jak budowniczy nie przesadzał ze starannością swej pracy. Często nawet o niej nie myślał! Zaobserwowano, że problem nadmiaru wilgoci w domu pojawiał się w chłodnych porach roku. Wtedy, gdy lepiej było okna trzymać zamknięte, aby nie zmarznąć. Obieg powietrza był taki: Wszelkimi szczelinami w oknach, pod drzwiami i pomiędzy balami, z których zbudowany był dom sączyły się stróżki świeżego, zimnego, a po podgrzaniu – bardzo suchego powietrza. Stróżki te były tak nikłe, że nie były uciążliwe, mimo że liczne i bardzo chłodne. Były mocno rozproszone w całej kubaturze ogrzewanego pomieszczenia i zwykle była ich wystarczająca ilość. W pomieszczeniu był piec. To przez jego palenisko, bardzo „żarłoczne” jeżeli chodzi o powietrze we wnętrzach, a potem kanałem dymowym, opuszczała dom wspomniana wilgoć wraz ze spalinami, stale zastępowana ładunkiem „nowego” powietrza. Był i nawiew i wywiew. Działało. Nawet, jak mieszkańcy się nad problemem przesadnie nie głowili. Latem problem nie istniał, bo wszystkie okna były stale otwarte… Wentylacja „grawitacyjna” Pojawiła się, gdy przeważającym budulcem stał się kamień lub cegła. Domy stały się wystawniejsze, wygodniejsze, ale też znacznie bardziej szczelne!!! Już nie w każdym pomieszczeniu było palenisko. Często jeden piec kaflowy „obsługiwał” kilka pomieszczeń. Pojawiło się "centralne" ogrzewanie i paleniska z wnętrz zupełnie zniknęły! Zaczęto więc budować dedykowane kanały. Generalnie – dlatego, że z nawiewem nadal problemu nie było. Problemem stał się sposób wyrzucenia wilgotnego i ciepłego powietrza z wnętrz i rozwiązano go budując kanały dedykowane wyłącznie do tego celu. Starano się też zapanować nad ilością, tempem , wentylacji wstawiając w kratki regulowane szybry. Co starsi dobrze je z rodzinnych domów pamiętają… każdy chłopiec choć raz bawił się w młodości tym wiszącym sznurkiem czy łańcuszkiem „klapiąc” szybrem ile wlezie… chyba, że starszy brat go już wcześniej urwał… bo był pierwszy do tej zabawy… Dobre, szczęśliwe czasy młodości… gdy wszelka energia była tania…potrzeby niewielkie, ludzi mniej… domów mniej a lasów dużo… A drewno i powszechne i tanie! Budowano z tego, co pod nogami leżało. Z gliny (glinobitka), słomy i żerdzi (ściany plecione tynkowane gliną), bali, cegieł, kamienia…. Nawet i z betonu! (jak kto blisko rządu czy armii). A ponieważ WSZYSTKIE wymienione materiały bardzo dobrze pochłaniały, magazynowały i oddawały (odparowywały) wilgoć, to stanowiły duże odciążenie systemu wentylacyjnego. Powietrza do oddychania ZAWSZE wystarczało. BEZ ekstra specjalnych zabiegów! No – i stało się! Skok cywilizacyjny i technologiczny zrobił się tak duży, że ilość i rodzaj budulca na dom zaczęły zależeć bardziej od pomysłu niż zasobności portfela inwestora! Pościągano jakieś merbały czy bambusy z zamorskich krain, porobiono porotermy, betony komórkowe i inne „wynalazki”, które pozwalają dom wybudować w kilka tygodni! Folie szczelne wymyślono! Jakby mało było, to drzwi i okna zaczęły być tak szczelne, że nawet stróżka powietrza nie przejdzie! A jak przejdzie to REKLAMACJA!!! No i w efekcie ślicznie popsuto to, co tak ładnie i długo działało! – WENTYLACJĘ! Ale jak mawiał imć Zagłoba – est modus in rebus! Wymyślono sobie, że w tak szczelnych domach koniecznie trzeba zrobić w pełni kontrolowane - i nawiew i wywiew – i tak powstała wentylacja mechaniczna! Wentylacja mechaniczna, nawiewno wywiewna, zrównoważona. W bardzo szczelnych domach, najczęściej świetnie termoizolowanych bardzo mało lub wcale nienasiąkliwymi materiałami, wilgoć stała się dużym problemem! Ani ściany, ani podłogi ani strop – nie weźmie! A jak próbuje – to grzyby rosną! Trzeba więc budować cały system kanałów zaczynających się czerpnią umieszczoną poza zasięgiem rąk stojącego człowieka (bezpieczeństwo), ponad liśćmi i piaskiem miotanym wiatrem, ponad zaspami śniegu… Kanałów rozprowadzających świeże powietrze w potrzebnej ilości do pomieszczeń „suchych i czystych” takich jak sypialnie, gabinety, salony i jeszcze jeden system – kanałów wywiewnych zaczynających się w pomieszczeniach brudnych i mokrych, takich jak łazienki, wc, kuchnie, pralnie, garderoby… Wyrzutnia powinna być tak umieszczona, aby wywiewane powietrze nie wracało natychmiast przez czerpnię do wnętrza! Pomiędzy pomieszczeniami tworzą się naturalne ciągi dość jednoznacznie kierunkujące wilgoć i aromaty. Napęd całości powierzono technice! Zatrudniono sprawne i trwałe wentylatory, stale karmione energią elektryczną, dziś wszechobecną. To rozwiązanie pozwoliło też na zastosowanie filtrów powietrza i stało się dobrodziejstwem wszystkich alergików , uczuleniowców, dobijanych miesiącami i od wczesnej wiosny kwitnącymi trawami, zbożami czy jakimś innym zielskiem. Powstały też pochodne tego systemu. Wentylacja tylko nawiewna – wywiew realizowany każdą szczeliną.. Wentylacja tylko wywiewna – nawiew szczelinami, czy jak popadnie Czasem oszczędność, czasem potrzeba a czasem brak pomysłu…Błąd po prostu. Wprawdzie wentylacji naturalnej nikt już dziś nie buduje poza absolutnymi zapaleńcami czy specjalistami od archeologii praktycznej – to jednak w wielu ciągle zamieszkanych obiektach dalej ona istnieje i „ma się dobrze”, póki jej ktoś nie popsuje… A psują często, z upodobaniem, z uporem godnym lepszej sprawy! Wiedzą o tym bywalcy tematyki „Przebudowy i remonty”… Powtórzmy więc z czego ona się składa. Ze szczelin w oknach, szpar pod drzwiami, dziur wszelakich w ścianach.. Wnętrz grzanych dowolną metodą.. Kanału dymowego poprzedzonego paleniskiem. Szczelinki i dziury to nawiew. Nagminnie psuty nowymi i pięknymi oknami! Wnętrza to miejsce mieszania się tego co wilgotne z tym co suche, uśredniania temperatur.. Tego – nie psują skutecznie, poza czasem niegustownym doborem barw ścian czy fasonu mebli. Piec jako napęd wywiewu tego powietrza, ale i źródło upierdliwości, popiołu, pracy nad rozpalaniem, pilnowaniem i doglądaniem żywego ognie jest często eliminowany! I w taki właśnie sposób dobijane są stare domy…. Eliminując w nich dwa elementy wentylacji powoduje się, że wilgotność wnętrz skacze jak głupia! Latem jest dobrze, ale początek sezonu grzewczego to początek problemów, które ustają, cichną na okres następnego lata. Pojawiają się grzybki…zapachy…i szybko – syndrom chorego domu. Więc: Pogódźmy się z tym, że jak mamy wentylację naturalną – to Dom MUSI być dziurawy i MUSI tam być piec! Jeżeli te warunki są dla nas nie do zaakceptowania – budujmy lub kupmy inny dom! Z inną wentylacją! Może dodam, że często można spotkać w takich konstrukcjach wentylowaną podłogę. Wtedy dechy podłogi są pierwszym, wstępnym „ogrzewaczem” wpuszczanego powietrza. Szczeliny i dziury można znaleźć w podmurowaniu podwaliny. Takie kwadratowe. Na jedną cegłę… Tego też nie powinno się zaślepiać… Siatka na gryzonie! Nic więcej! A co mają zrobić Ci , którym spodobał się piękny i stary Dom? Ci, co zdecydowali się na przenosiny takowego? Ci, którym obmierzło siermiężne życie pańszczyźnianego chłopa wiedzione z konieczności w takiej konstrukcji? Jedynym wyjściem jest kompleksowa zmiana systemu wentylacyjnego! A jako, że ludziskom we łbach się miesza i dobrobyt im doskwiera, nowoczesności im się zachciewa, łazienek, podłogówek, szczelnych okien… - to od razu na WENTYLACJĘ MECHANICZNĄ! Koszt budowy nie powala a wiele można zrobić „tymi ręcami”. Dla typowych „wzrokowców” przygotowałem szkic instalacji powyżej opisanych, który może dokładniej pokaże o co tu chodzi, jakbym czego nie dopisał. I tak: Wentylacja naturalna, wymagająca paleniska na salonach…. Wentylacja grawitacyjna we wnętrzach pozbawionych pieców…. Najczęstszy, nagminny sposób psucia wentylacji!!! JA nie wiem JAK to miałoby działać! A sporo się „tego” buduje…. A jak już ktoś sobie „to” zbudował i pizga mu chłodem ze wszystkich kratek – to da się to naprawić wiertarką i sporym wiertłem! Będzie mu pizgało z okolicy okien. I TAK BYĆ POWINNO! Tworząc ten swoisty „traktat o wentylacji” staram się w zborny sposób przedstawić jaki wpływ ma budujący na sposób działania tego systemu. O wentylacji mechanicznej też będzie… Patrząc na powyższe bazgroły można zauważyć (w naturze też się tak dzieje – to nie są MOJE wymysły!), że kierunek cyrkulacji powietrza zawsze jest OD źródła ciepła do przeciwległej ściany. Przy piecach DO okna a przy kaloryferach OD okna. To wynika z umiejscowienia źródła ciepła i faktu, że idealne termoizolacje nie istnieją. Ściany tracą ciepło. Wolniej lub szybciej , ale – zawsze. Napędem tego typu wentylacji ZAWSZE jest różnica gęstości/wagi powietrza zimnego i ciepłego. Powstająca siła wyporu napiera na obłok powietrza ciepłego/lżejszego, a ono samo szuka sobie „drogi ucieczki”. Szuka gdzieś wysoko. Pod sufitem. Tam też umieszcza się te kratki wentylacyjne. Żeby życie było tak proste jak te moje bazgroły!!! Ech… Nie jest tak… Są też pomieszczenia „specjalne” także wymagające wentylacji. To kotłownie, kuchnie z palnikami gazowymi… inne pomieszczenia, gdzie są spalane paliwa. Choćby salon z kominkiem! Żeby sobie ktoś krzywdy nie zrobił przy realizacji swych marzeń (budowie domu) to upierdliwiec, mąciciel i prawodawca (w jednym) w wielu punktach norm i przepisów NAKAZAŁ budowanie konkretnych mechanizmów wentylacji w konkretnych przypadkach. To forum wyraźnie pokazuje, że nie wszystko jest jasne, jak się czyta te przepisy. Padają pytania o ich interpretację od technicznych po estetyczne. Pojawiają się tajemnicze „zetki”, odległości kratek od sufitu, od podłogi, jakieś nawiewy podpodłogowo-kominkowe… Powstają wątpliwości – psuje to czy poprawia? Robić? Nie robić? ODBIORĄ? Przepisów tu przytaczać nie chcę. Są dostępne. Każdy może w 5 minut je dopaść w sieci… Dotyczą WSZYSTKICH DOMÓW JEDNOCZEŚNIE. Ale my budujemy TEN dom… Trzeba z nich wyłuskać więc tę część, która dotyczy TEGO domu. Samemu… Kluczem jest tu wybrane źródło ciepła. Konkretniej – rodzaj nośnika tego ciepła i sposób jego uwalniania. Najmniej problemów (wentylacyjnych!!!) jest z grzaniem prądem. Nie pobiera tlenu z wnętrz. Trzeba zadbać o poprawną wymianę powietrza i właściwe bilansowanie wilgotności względnej. Szyberek na kratce w znakomitej większości przypadków dobrze spełnia tę rolę. Podobnie jest przy CO czy podłogówce. Też nie wymaga dostawy tlenu z wnętrz. Ale jak zaczniemy rozważać co się dzieje we wnętrzach z kominkiem to już zaczyna się jazda! Jakaś rura z powietrzem? Którędy? Jaka średnica? Gdzie ona powinna się kończyć? Gdzie zaczynać? Czemu? Spróbujmy to jakoś usystematyzować. Ognisko, które sobie przenieśliśmy do domu (salonu) jest paleniskiem stałopalnym. Jest dość trudno sterowalne. Raz rozpędzone zatrzymuje się bardzo wolno. Uruchamiając proces spalania (utleniania paliwa) mamy wprawdzie jakiś niewielki wpływ na jego tempo poprzez regulację ilości dostarczanego do spalania powietrza, ale stały dopływ W KAŻDEJ ŻĄDANEJ przez palenisko ilości MUSI BYĆ! Realizuje się to przez doprowadzenie go wprost z zewnątrz rurą, najczęściej centralnie pod planowany wkład kominkowy. Średnica tej rury zazwyczaj wynosi 110 mm. To taka szara i TANIA rura. Lepsza wydaje się rura pomarańczowa fi 160 – ale jest kilkakrotnie droższa, a takich dużych, tanich i szarych nie robią! Te szare są więc z… no, nazwijmy to oszczędnością, czy szukaniem rezerw…. Przeciętny dobrze rozpalony kominek „konsumuje” do około 500m3 powietrza na każdą godzinę palenia w nim. Konkretnie – tlenu zawartego w takiej jego ilości. Ten tlen trzeba doprowadzić zabudowanym przekrojem wspomnianej rury. Na dobę jest tego z 12000m3. To taki słupek wysokości 333 metrów dla podłogi salonowej 6 x 6 m. Niemały! A jaka jest kubatura Waszego domu? A SALONU? Wyobraźmy sobie jaka mogłaby być temperatura w tym pomieszczeniu, gdybyśmy wymieniali w nim całą zawartość powietrza z 5-6 razy na godzinę? Tak jeden raz na każde 10 minut palenia w kominku? I to wymieniali na to rześkie, to zewnętrzne o temperaturze -20stC! DLATEGO właśnie trzeba skrócić drogę, jaką pokonuje ta zimna struga. Dlatego doprowadzamy powietrze wprost pod wkład kominkowy. Są też i takie kominki, które maja dedykowane połączenie z tą rurą, aby nie dopuścić do nadmiernego wychładzania wnętrz, w których ten kominek stoi. Powinien grzać, a nie tylko spalać pniaki! Pomysł zbudowania zwykłej „zetki” – dziury w ścianie zewnętrznej salonu, nie jest więc najszczęśliwszy co, jak myślę, pokazałem. Zakończenie tej rury od strony dworu powinno być tak zrobione, aby w największe nawet śnieżyce nie została ona zamknięta nawiewanym śniegiem i tworzącymi się zaspami. Ze względu na śmieci, liście jesienne i gryzonie dobrze jest osłonić wlot dodatkowo siatką. Głębokość ułożenia jej pod chudziakiem dla wentylacji znaczenia nie ma. Wielu budujących wylicza, jakie straty ciepła i ile ich powstaje, gdy jest tuż pod parkietem. Przy intensywnym paleniu to naprawdę zimna rura. Przeciętnie stosowana warstwa ocieplenia podpodłogowego eliminuje jednak jej wpływ na temperaturę podłogi. Był kiedyś taki temat, cos w rodzaju „ Aby nie budzić głębszych uczuć – jaką macie średnicę rury pod kominek?” Padały odpowiedzi od 2cm do 2m!!! (oczywiste pomyłki , literówki) Do łez rozbawił mnie komentarz jednego z forumowiczów, że jedna z podanych średnic budzi litość a druga – przerażenie! A powinno być 110 do 160! Milimetrów! (tak napisał). Dobrze jest też zastanowić się nad postawieniem gdzieś na ścianie w pomieszczeniu z paleniskiem stałopalnym czujnika „cichego zabójcy” – czadu! (na wysokości oczu). Alarmy dziś budują już wszyscy. Taki czujnik jest autonomiczny, bateryjny, ale można go też wpiąć do systemu alarmowego (z powiadomieniem). Opowiadania – a po co? MNIE się to nie zdarzy! – Statystycznie są „prawie prawdziwe”. Tylko co będzie, jak się kiedyś, jakoś załapiemy na ten procent „któremu się zdarzyło”? Albo łebki zostawione same w domu ”na chwilkę”, które wpadły na pomysł odpalenia kominka? Przesadzam? Może, ale… OTWARTY kominek WCALE z tej podpodłogowej rury nie korzysta!!! Bierze powietrze wprost z wnętrza! I o tym też trzeba wiedzieć i pamiętać! Taka jest fizyka procesu palenia ogniska! Dwa słowa o kratkach, które nawiewają zamiast wywiewać… Temat często tu drążony. Szczególnie popularny przy starcie sezonu grzewczego. Sam kilkukrotnie wraz z forumowiczami „tropiłem” przyczyny takiego stanu. Kluczem jest dokładne przeanalizowanie przypadku „zepsutej wentylacji grawitacyjnej” Jeżeli zostanie zbudowane bardzo szczelne pudełko, z którego pod sufitami pomieszczeń wyprowadzono kilka kanałów wentylacyjnych. Jeżeli jeszcze takie pudełko ktoś grzeje kominkiem czy piecem gazowym, to w przypadku nie zapewnienia odpowiedniej ilości powietrza dla tego paleniska metodą DEDYKOWANĄ (i wymaganą odpowiednimi przepisami). Jeżeli zostanie to rozwiązane metodą budzącą litość (wlot rzędu 2cm), to palenisko „samo zadba o swoje potrzeby”! Uwalnianie kilowatów mocy (moc pieca!, paleniska!) MUSI pożerać dziesiątki czy setki metrów sześciennych powietrza!!! Często takie gazowe piece są wieszane w łazienkach. Nagle okazuje się, że to pomieszczenie staje się LODOWNIĄ!!! I jak się tam obnażyć!!! Mrówy galopują tabunami po grzbiecie na samą myśl! WSZYSTKO się marszczy! No to… ZATYKA SIĘ TAM każdą szparę!!! Pozornie jest lepiej, bo można się jakoś umyć czy wykąpać, tylko nagle pieruńsko zaczyna pizgać chłodem z różnych kratek po pokojach! Rano z jednej, po południu z innej, czasem ze wszystkich naraz, a bywa i tak, że któraś nawet wywiewa. Są też kapryśne. Nawiewają lub wywiewają jak im się podoba! A do tego „spłakane” okna, bywa, ze za szafą jaką cosik mechatego na ścianie wyrasta… Potem lecą rady : roud’apem go czy domestosem lepiej?... W takim przypadku pomaga gromnica i myślenie! Sama wiara i modlitwa to za mało. Załączamy myślenie, zapalamy jaką gromnicę i pętamy się po domu stając w drzwiach pomieszczeń. Podnosimy i opuszczamy tę zapaloną gromnicę obserwując wychylanie się płomienia. Tropimy obieg powietrza we wnętrzach tym NAPRAWDĘ czułym wskaźnikiem. Patrzymy skąd się bierze nawiew, jak jest intensywny, a gdzie jest wywiew i jak bardzo mocny. Testujemy też kratki wentylacyjne przez zbliżenie do nich płomienia gromnicy. Zapalniczek jednorazowych nie polecam do tego eksperymentu, bo naprawdę przy jego prowadzeniu okazuje się, że są „jednorazowe”. Trzeba by ich mieć wiadro!!! Niewierni niech sprawdzą sami!!! Prędzej czy później dojdziemy do jedynie możliwego wytłumaczenia tego zjawiska, podobnego jak na nabazgranym widoczku poniżej. Co z tym zrobić? Naprawić…wiertarką i dużym wiertłem!!! Przebudować system wentylacji… Ale to już nie zawsze jest łatwe w rozpoczętym sezonie grzewczym! O cudach wentylacyjno – kominowych słów parę… Czyli – przyducha! Czasem, bardzo bardzo rzadko zdarza się tak, że pomimo poprawnie zbudowanego systemu wentylacji czy komina dymowego, wnętrza zaczynają przypominać wędzarnię swym zapachem a z kratek wieje zamiast wywiewać! Dziwne! Nie powinno! Zwykle jest dobrze! Co się stało? Ano, objawiła się przyducha! W znakomitej większości forumowicze słyszeli o termicznych, atmosferycznych prądach wstępujących i zstępujących. To te, na których latają szybowce (i wiele ptaszysk ). Zdarzają się też turbulencje w atmosferze…. Taaa… Tyle, że o turbulencjach to są filmy w TV. Najczęściej z jakim samolotem i bohaterem… Domy nie latają… Ale czy nigdy nie widzieliście jak dymy z kominów ścielą się po trawnikach? Jeżeli obszar silnie zstępującego powietrza trafi nad nasz komin – to przy słabym ciągu spowoduje zadymienie wnętrz! I wtedy też nawiewa z wentylacyjnych kratek wywiewnych! Na całe szczęście nie są to zjawiska nagminne na danym terenie. Występują to tu to tam. Po prostu – czasem i nam „się trafi”. Co robić? Nie wiem. Przeczekać, a jak duszno, to okno otworzyć! Na takie zdarzenia wpływu nie mamy. To domena Matki Natury! Bywa jednak i tak, że sam komin został źle wybudowany i takie cuda stają się naszą codziennością! Na czym polega ten błąd jaki, popełniono? Zaniedbano dopilnowania stosownych norm! Za niski komin, lub komin w „złej” odległości od kalenicy powoduje, że przy wiatrach wiejących z jakiegoś szczególnego kierunku tworzą się nad dachem zawirowania powietrza. Czasem bardzo silne, zawsze zależne od tego jak mocno wieje. Może się tak zdarzyć, że te zawirowania nawiewają powietrze wprost w kanały wentylacji (gorzej - jak w dymowe!!!) i nie pozwalają na poprawną pracę tych ciągów. Może ten rysunek coś wyjaśni…. Nie mam daru do kreski… Ten problem jest znany od dawna . Są sposoby wyliczania dla każdego dachu gdzie powinien stać i jaki wysoki powinien być komin. To „chleb powszechny’ projektantów i konstruktorów. Ale, czasem taki błąd się trafia… A że się trafia, to warto wiedzieć o co chodzi… O wyższości jednej kratki nad drugą słów parę… Kilkukrotnie dywagowaliśmy nad miejscem, wysokością umieszczania kratki wentylacyjnej. Tajemnica zależności odległości kratki od sufitu czy podłogi kryje się w słowie „wadium” rozumianym tu nie jako kwota zastawna, tylko jako odpowiednik „mieszaniny piorunującej”. Tam, gdzie jako paliwo do kuchenek gazowych stosowany jest gaz ziemny, metan, tam kratki wentylacyjne przysuwa się do samego sufitu. To nie pozwala na powstanie „odwróconej wanny” wypełnionej mieszaniną gazu z nieszczelnej rury (czy zgasłego palnika, zalanego wodą z czajnika) i powietrza pod sufitem pomieszczenia – czyli wspomnianego wadium. Ta przestrzeń powinna mieć na tyle małą pojemność, aby zapalenie się w niej tej mieszaniny nie powodowało zniszczeń, wydmuchnięcia szyb czy urazów u mieszkańców. Metan jest gazem lekkim. Lżejszym od powietrza i gromadzi się pod sufitem. Należy tak te kratki osadzać, aby NIE MIAŁ GDZIE się gromadzić, a natychmiast ulatywał kanałem wentylacyjnym. Zupełnie odwrotnie jest, gdy używamy gazu propan-butan lub propanu. Te gazy są cięższe od powietrza i ulatując z rozszczelnionych instalacji „ścielą się” po podłodze. Wtedy kratka powinna być przy podłodze! Powinna prowadzić na zewnątrz „w dół” i nie mieć żadnego „syfonu” po drodze. Z tymi dylematami można spotkać się w kuchniach , ale i w kotłowniach I tu i tam używa się gazu. Może te dwa szkice coś rozjaśnią… Ciekawie zaczyna się robić, jak zamienimy kocioł gazowy z zamkniętą komorą na stałopalny. O ile rozumiem CO robi wtedy kratka w drzwiach (ścianie obok nich) – jest to nawiew powietrza do spalania, to kompletnie nie rozumiem przeznaczenia kratki pod sufitem! Wywiew? CZEGO? Ale to nagminnie spotykana konstrukcja! Jak mi wielokrotnie mówiono – WYMAGANA przez kominiarzy! Z wszelkich powyższych rozważań, myślę, że łatwo jest wydedukować jaka jest ta wentylacja naturalnie grawitacyjna. Zazwyczaj – kapryśna! Silnie zależy od „napędu”, którym jest źródło ciepła. Pojawia się w sezonie grzewczym i w szczególnie trudnych dla nas chwilach, gdy temperatury za oknem ekstremalnie nisko opadają, okazuje swą moc, doprowadzając i do kilkunastu wymian kubatury na godzinę!!! Drenuje nasze portfele, zaciera ośki liczników energii i znika na lato na antypodach (bo Oni tam mają zimę! ). Czy jednak jest aż tak zła? Nie wiem, ale jak są „lepsze” od niej – to może czuć się „gorsza”. Prosto ją się buduje, ale i zepsuć ją można prosto! Trudno na nią wpływać, regulować ją. Kilka kominów wentylacyjnych to cała „banda szybrów”, zwykle zarośniętych kurzem i WCALE nie regulowanych z chwili na chwilę, tylko zatykanych czym popadnie w ostre mrozy. Kominy tej wentylacji są ulubionym miejscem przebywania lokalnych ptaszysk. Ciepło im tam… Na łeb się nie leje i jest gdzie wyrzucić to, czego się nie dogryzło, a znalazło na pobliskim śmietniku… Bywa, ze jakiś niedowarzony ptasi młokos sobie gniazdo w takim kanale chce zakładać… Tylko ze trzy razy dziobem w tę kratkę plastikową walnąć – i już można zacząć budowanie… Kilka razy sam, osobiście, z komina wentylacyjnego wywaliłem kilka wiader gruzu, gnatów ogryzionych, gałązek i … guana! Instaluję alarmy i kamery całe lata i bywa, ze i ja chcę z takiego kanału skorzystać…żeby sobie jaki kabelek przepuścić….z „A” do „B”… Może są i tacy, co raz do roku czyszczą wszystkie kanały, ale ja – nie spotkałem! Nie spotkałem też takich, coby je szorowali!!! A to podstawowy argument w wielu dyskusjach o kanałach wentylacji mechanicznej!!! Podsumowując tę część rozważań… Atrybutem nieodłącznym wentylacji naturalnej jest piec we wnętrzu. Zastąpienie go jakimkolwiek innym sposobem ogrzewania wymusza budowę dedykowanych kanałów wentylacyjnych. Zazwyczaj działa za słabo lub za mocno, a czasem wogóle nie działa! Ma kontrolować wilgotność względną, mieszaninę piorunującą mogącą powstać tu czy tam, dostarczać tlenu do palenisk… Ma dużo obowiązków… Ale…. Ma tę zaletę, że tak jak piec stałopalny – pracuje bez prądu!!! I właśnie ten fakt powoduje, ze jest do niego przypisana jak chłop pańszczyźniany do ziemi!!! Przepisy stanowią, że nie ma pieca stałopalnego bez wentylacji grawitacyjnej/naturalnej! Dlatego też wiele kotłowni ma uszczelkowe drzwi. Stanowią pomieszczenie wentylowane indywidualnie. Inaczej, jak reszta domu. O wentylacji naturalnej – było. O wentylacji grawitacyjnej – było. O kominku – było. O psuciu wentylacji i jej naprawianiu wiertarką – było. O wyższości kratki jednej nad drugą – było. To nadszedł czas na wentylacje wymuszone… Wymuszanie kojarzy się tak jakoś negatywnie, niemiło… Ale w tym wypadku chodzi o podejście bardziej fizykalne. O zamierzone powodowanie ruchu powietrza generowaniem kontrolowanej różnicy ciśnień na wlocie i wylocie kanału wentylacyjnego przez zastosowanie wentylatora. Urządzenia specjalnie zaprojektowanego i wykonanego do tego zadania. To on zmusza powietrze do przemieszczania się z miejsca na miejsce – ale nie „za darmo”! Trzeba go „karmić” energią elektryczną aby to wykonywał. 1m3 powietrza ma masę około 1,2kg. Powietrze, będące płynem (Nie cieczą!!! Nie mylić!!) podlega „prawu przepływów”. Ma też lepkość, co znaczy, ze klei się do ścianek kanałów, którymi jest przepychane z miejsca na miejsce. O tych właściwościach musimy pamiętać tworząc systemy jego przesyłania, które łatwe nie jest, jak pokazało wielokrotnie doświadczenie. W obecnie budowanych domach stosowane są bardzo dobre materiały i technologie. ZA DOBRE wręcz! Okna są szczelne, wielokomorowe, często z uszczelką wielokrotną. Drzwi wejściowe - tak samo. O ścianach chyba wspominać nie trzeba. Na tyle mało „oddychają” że w procesie wentylowania wnętrz udziału nie wezmą… Ba! Nawet z parą wodną sobie nie poradzą same, bo dodatkowo opatulane styropianem, który nie toleruje wody, wkładu w proces nie wnoszą! Terrivy, monolity, filigrany, płyty kanałowe itp. rozwiązania uszczelniają dom od góry. Powstaje więc wcześniej już rysowane termoizolowane pudełko! Tępi się zaciekle każdą możliwość pojawienia się stróżki powietrza przedostającej się z zewnątrz, nie bacząc na fakt, że JEST I BYŁA ona istotą wentylacji naturalnej/grawitacyjnej. Wynika z tego – że zajadle tępi się ten system wentylacji! Ponieważ jednak wentylacja miejsc stałego przebywania ludzi JEST KONIECZNA (co było już tu omawiane) i bezdyskusyjna, to pozostaje jako jedyne rozwiązanie zebranie tych potrzebnych drobnych stróżek nawiewanych w jedną, dużą, i kontrolowane wprowadzenie jej do wnętrz. Ta dziura w ścianie, którą się to wykonuje, to CZERPNIA naścienna (lub dachowa, bo bywa). Przez nią POBIERAMY 100% potrzebnego do wentylacji powietrza. Specjalizowaną do przesyłania powietrza rurą (kanałem, lutnią) doprowadzamy tę strugę do napędu całego systemu – obudowanego wentylatora. To on (jak wspominałem) karmiony prądem wymusza ruch strugi wewnątrz kanałów. Za tym wentylatorem kanały rozdziela się (bo tak jest lepiej) i podzielone stróżki rozprowadza się we WŁAŚCIWE miejsca bryły domu. Tam się je „uwalnia” zabudowując na końcówce kanału anemostat – taką „kratkę”, często o regulowanym polu przekroju szczeliny wylotowej. „Uwolnione powietrze” rozpływa się po zakamarkach wnętrz i stale miesza z tym, które już tam wcześniej było. Uśrednia się w tym procesie temperatura i wilgotność wnętrz. NIE ZAWSZE jest to „sumowanie wprost”. Niech nas nie mylą wskazania termometru! Stale we wnętrzach zachodzi bowiem proces przemiany wody w parę, parowanie, a to właśnie ten proces pochłania kolosalne ilości energii! W efekcie rośnie wilgotność względna powietrza we wnętrzach – i rośnie problem, z którym się tu borykamy! We WŁAŚCIWIE dobranych miejscach bryły domu zabudowujemy wiec wiele kolejnych anemostatów, które kanałami łączymy w system wywiewny. Wąskie rury zbiegają się w coraz grubsze (no, tak być powinno!), do momentu aż połączą się wszystkie. Tę zbiorczą i najgrubszą rurę doprowadzamy do następnego wentylatora i nim kierujemy tak zebraną strugę wywiewu do drugiej , dużej dziury w bryle domu – WYRZUTNI (ściennej czy dachowej). Zasadniczo – proste, logiczne, wykonalne… tańsze… Zamiana masywnych i NIC TU nie dających, kosztownych w budowie i kłopotliwych w utrzymaniu, kominów wentylacyjnych na lekkie (często aluminiowe) trwałe i tanie kanały powinna świadczyć raczej na korzyść TEGO rozwiązania! I technicznie i cenowo! Tak nie jest! Czemu? Nie wiem! Atawizm? Może, po prostu, nie wszyscy od tej samej małpy pochodzimy…. Tak zbudowany system wentylacyjny MOŻNA I TRZEBA wyposażyć w możliwość regulowania prędkości obrotowej wentylatorów. Ten zabieg pozwala na sterowanie wydajnością systemu. Na kontrolowanie ILOŚCI powietrza przepływającego naszymi kanałami na godzinę, na dzień, tydzień, miesiąc, rok…. No, stale! A ponieważ z samej istoty tego rozwiązania wynika, ze JEST takie miejsce, gdzie przepływa CAŁE nawiewane powietrze i JEST inne miejsce, gdzie przepływa CAŁE wywiewane – to MOŻNA w tych punktach instalacji założyć FILTRY POWIETRZA! Uzyskujemy nową jakość! Filtrowane z kurzu, co większych pyłków i alergenów, much i liści powietrze, którym napełniamy wnętrza! Balsam na rany! „Stary” system wentylacji tego nie oferował! Komfort rośnie! Do Administratora tego forum: Wymieniamy tu doświadczenia. Kilka następnych zdań ma na celu pokazanie moich doświadczeń, a nie kryptoreklamę! Średni koszt zakupu kanałów do domu o kubaturze rzędu 500m3 „na ladzie” w hurtowni mieści się zwykle w przedziale od 2500 do 3500zł. To wynika z potrzebnej ich ilości. (mamy rok 2010). Koszt wentylatorów + układu ich sterowania to wydatek rzędu 1800zł. W zależności od typu, modelu, wielkości, marki…. Czerpnia i wyrzutnia, będące zwykle elementem wystroju , są najczęściej indywidualnie dorabiane przez blacharza-rynniarza w cenach negocjowanych. (około 200zł sztuka). KAŻDY może to sam sprawdzić! Cała reszta to praca i myśl techniczna (projekt). MOŻNA „tymi ręcami” i własną głową, bo nie święci garnki lepią! Opisany powyżej system, to system wentylacji wymuszonej nawiewno – wywiewnej, ZRÓWNOWAŻONEJ. Zdarza się jednak, że budowane są systemy „niepełne”. Choćby w trakcie termomodernizacji co starszych budynków. Czasem też z przyczyn niejasnych, nieodgadnionych. Tylko nawiewne. Tylko wywiewne. Zazwyczaj oferują one spodziewany, oczekiwany ruch powietrza oraz efekty uboczne. System nawiewny jest systemem nadciśnieniowym. Powoduje, że w szczelnym domu wytwarzane jest subtelne nadciśnienie względem zewnętrza, a to z kolei generuje efekt „wypychania” z wnętrz nadmiarów powietrza każdą istniejącą szczelinką. Nie tylko istniejącymi kanałami „starej” wentylacji grawitacyjnej. Bywa, że wtłacza się w ten sposób wilgotne powietrze jakimiś szczelinkami z wnętrz w warstwy świeżo dołożonego ocieplenia. Tam styka się ono z zimnymi fragmentami ścian, kolejnymi coraz zimniejszymi warstwami ocieplenia, i wykrapla się z niego unoszona wilgoć, bo przekroczony zostaje „punkt rosy”. Nieszczęście gotowe, bo proces ten jest CIĄGŁY z założenia! Wata mineralna (Wiem! Sprzedawcy mówią na „to” wełna ) „naciąga” wodą i wszystkie jej cudowne parametry „padają na pysk”! Jak jest styropian, to sytuacja jest podobna. Co prawda, styropian wody „nie bierze, ale mury – tak! Te mury biorą wodę w obu opisanych sytuacjach! W tajemniczych okolicznościach znikają z naszego konta pieniądze, powstaje, trwa i zanika bałagan w domu i wokół niego a oszczędności się NIE POJAWIAJĄ!!! A konkretniej – pojawiają na chwilkę i trwale znikają jak sen jaki złoty! Bywa, że jest GORZEJ! STRATY w porównaniu z okresami poprzednimi zaczynają się pojawiać!!! Czysta rozpacz! A miało być tak pięknie… A mówili „że tak się teraz, panie, robi!” A jak się już kompletnie źle złoży, to uchylenie tego bagna naściennego przykrytego jakim sajdingiem uwalnia niezapomniane aromaty i całe kolonie grzybów! Pewny zawał! Co więc robić, aby do takiej sytuacji nie doszło, jak już mamy tę TYLKO NAWIEWNĄ wentylację? MUSIMY zadbać o jak najpełniejszą hermetyzację ścian! Powinny zachowywać się dla pary wodnej jak gumowe, szklane czy blaszane! Nie puścić ANI GRAMA! PEŁNA PAROIZOLACJA OD WEWNĄTRZ! Jak? Jest wiele sposobów! Jaka chałupa – taki sposób! Ale „oddychające ściany” w takim domu to katastrofa! Po godzinie obserwacji - skutków tego procesu się nie zauważy. Wychodzą po kilku sezonach. Już starożytni mawiali, że żarna Zeusa wolno mielą… To CO? NIE ROBIĆ?!!! Jak trzeba, bo się nie da inaczej – to robić! WENTYLACJA BYĆ MUSI! Robić „z głową”. WIEDZIEĆ co się robi…. I …myśleć! To nie boli! A CO WOLNO, jak się ma już TAKI system? Generalnie – WSZYSTKO! Można filtrować nawiewane powietrze – bo jest jak! Można mieć kominek – bo system jest nadciśnieniowy i pozwala na palenisko stałopalne. Można mieć kuchenkę gazową – z powodów jak wyżej… TU przepisy i normy nie zabraniają… Dla odmiany, system tylko wywiewny, bezsprzecznie łatwiejszy technicznie do zbudowania przez proste umieszczenie w „starych kanałach” wentylacyjnych jakichś wentylatorów, jest systemem podciśnieniowym! Jego uruchomienie powoduje, że w szczelnym domu wytwarzane jest subtelne podciśnienie względem zewnętrza, a to z kolei generuje efekt „zasysania” z zewnątrz niedoborów powietrza KAŻDĄ istniejącą szczelinką! Raczej dosusza niż nawadnia wszelkie termoizolacje nałożone na ściany, ale… Nie pozwala na filtrację powietrza nawiewanego. Zaciąga stale wszelki pył, co obrazują brudne smugi przy oknach i wszelkich szczelinkach. Eliminuje z naszego domu takie pomysły jak kominek czy gazowa kuchenka. Eliminuje WSZELKIE urządzenia korzystające z powietrza wnętrz i uwalniające efekty swego działania (spaliny), które zwykle usuwa się grawitacyjnie. Skazuje nas na prąd lub ciepło centralne (miejskie). Zaleta? Wada? Jak zwykle! Jak- gdzie i jak – kiedy! Nie ma reguły! Nie ma dwóch takich samych domów! Są tylko podobne! ROBIĆ CZY NIE? Jak wyżej! Było! MYŚLEĆ! Zanim zakopiemy się w głębokich rozważaniach nad wentylacyjną „kanałologią” warto chyba zastanowić się nad jeszcze jednym aspektem tego przedsięwzięcia, jakim jest tworzenie komfortu klimatycznego wnętrz… Czym więc jest ten „komfort klimatyczny”? Bo, że jest to to, do czego zmierzamy, co jest nam potrzebne – to już ustaliliśmy! To znaczy – CO to jest? Czy my jeszcze pamiętamy dokąd idziemy? A przecież akurat ON (ten komfort) jest celem głównym WSZYSTKICH budujących i to niezależnie od technologii, czasu trwania budowy, jej lokalizacji, rodzaju przyjętych rozwiązań technicznych czy technologicznych, sposobu grzania, wentylowania, chłodzenia…. Proponuję tu eksperyment! Spróbujcie przy pomocy dowolnej wyszukiwarki znaleźć w sieci jego definicję!!! I co? NIE MA?!!!:lol: A co jest? A jest naprawdę bardzo wielu oferujących go! Oczywiście – za WASZE pieniążki! W wielu bardzo przekonujących słowach opowiadają JAK Wam go zapewnią!!! Spróbujmy więc może sobie sami taką definicję podać…. Tyle różnych rzeczy człowiek "tymi ręcami" już stworzył... Ja też coś zaproponuję… Adam M. Istnieje w obiegu określenie „warunki normalne”. To takie warunki, jakie znamy wszyscy i w których najlepiej egzystujemy. W przełożeniu na parametry fizyczne to określenie definiuje miejsce, gdzie jest 20stC i ciśnienie 1 atmosfery. Czyli 20stC „na poziomie morza”. Wcale nie trudne do pojęcia! Jak wzbogacimy to określenie o wilgotność względną około 50% - to otrzymamy „komfort klimatyczny”. No, prawie otrzymamy, bo co poniektóry upierdliwiec jeszcze będzie się czepiał stopnia zapylenia czy składu jonowego…. I trochę miałby rację… Czyli: Jeżeli stworzymy takie miejsce, w którym będzie około 20stC, niski poziom zapylenia, wilgotność względna będzie około 50% i skład jonowy powietrza będzie zbliżony do tego na łące czy w pobliskim lasku – to stworzymy miejsce w którym WYRAŹNIE odczujemy KOMFORT KLIMATYCZNY. Bo ten komfort to odczucie! To jest to, co MY odczuwamy. A że ludziska różne som, to jednym trzeba 18 stC a innym 23. Różnice subtelne. Wentylacja, ogrzewanie czy chłodzenie i filtrowanie powietrza zrobione poprawnie, mogą takie warunki we wnętrzach domów utrzymywać. A jeszcze jakby tak nie kosztowało to bajońskich sum i w budowie i bieżącej eksploatacji… No i o tym właśnie jest całe to forum! A ten wątek - o wentylacji, która jest istotną częścią tego zagadnienia. O hodowli grzybów i mikrym życiu słów parę…. Wcale nie tak dawno, bo około 100 lat temu, najtęższe autorytety nauki uważały, że pchły (na przykład) lęgną się masowo, jak kto nasika w kupę trocin! Różne ( z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy) bzdury powszechnie uważane były za pewniki! Dopiero wtedy, gdy wspaniały człowiek i tęgi umysł – Ludwik Pasteur zabrał się za ten problem, wiedza PRAWDZIWA, potwierdzalna praktyką, zaczęła dominować w tej dziedzinie. W toku swych badań wykazał on, że tylko od spełnienia kilku warunków zależy, czy niewidoczne gołym okiem zarodniki wszelakiego rodzaju porzucą niegroźną dla człowieka formę przetrwalnikową i zaczną się bujnie rozmnażać, staną się przez to WIDOCZNE, a ich produkty przemiany materii odczuwalne – szkodliwie i przykro, lub pożytecznie… Za przykład niech mi tu posłuży wypraktykowany przez Króla Jagiełłę (tak gadają ) wynalazek – 1410. Jak do kilograma cukru (pożywka) i czterech litrów wody (środowisko) dodamy 10 dkg drożdży (zarodniki tego mikrego życia) a całość ustawi się przy piecu (temperatura) to efekty bywają miłe… A że wszystko, co miłe to zwykle reglamentowane, to wykonywanie tego eksperymentu w ilościach hurtowych prowadzi zwykle do ciasnego pomieszczenia z przypadkowo dobranym towarzystwem… Ale to, to już polityka…. Szczególnie alergików wszelakiego rodzaju wcale nie trzeba przekonywać, że stale żyjemy w swoistym bioaerozolu składającym się z zarodników, pyłków, bakterii i wirusów… Wyczuwają je, nawet jak ich nie widać! A więc zarodniki, przetrwalniki wszelakiej maści – są! Są wszędzie! Nie wszystkie od razu muszą być „mordercze”. Tych jest zwykle mniej, niż „obojętnych”, ale także są! Sama ich obecność groźna nie jest. Zaczyna być niedobrze, jak trafią w ten wąski wycinek warunków, które dla nich stanowią „komfort klimatyczny”. A co one lubią? Zazwyczaj lubią ciepło i wilgoć! Temperatury rzędu 30stC i naprawdę sporą wilgotność 80% i więcej. Pożywka? Zawsze się jakaś znajdzie! Ściślej mówiąc- zawsze znajdą się takie mikroby, które lubią to, co jest, w 30 stC i sporej wilgotności! A ponieważ budujemy SOBIE dom, w którym będziemy stale utrzymywali temperaturę „uważaną” przez te mikroby za już „znośną”, to zadbajmy o to, aby wilgotność w nim stale była znacznie poza zakresem tego, co pozwala na ich przebudzenie i rozwój! Poruszona problematyka to temat-rzeka! O wentylacji głównie tu być powinno, o tym jak , ale też dlaczego! Dlatego taka dygresja! Załączam tu tabelkę zależności termiczno – wilgotnościowych które prowadzą do przekroczenia punktu rosy, wykraplania wody na zimnych powierzchniach i wprost do tworzenia dobrych warunków dla tych naszych ”sublokatorów”. Warto jej się przyjrzeć. Chyba już czas na to, „co tygrysy lubią najbardziej”! – Sprzęt. Są miejsca, gdzie systemy wentylacji mechanicznej budowane były „od zawsze” i to niezależnie od kosztu budowy. Powodem ich budowy były zazwyczaj „cele wyższe”, lub uwarunkowania techniczne. Czasem inaczej po prostu nie dało się zapewnić odpowiedniej ilości powietrza do oddychania. Gdzie? Instalacje przemysłowe, wojskowe, banki, hipermarkety, hale sportowe, kina, ale również kopalnie, lakiernie… Jest wiele podobnych miejsc. Zebrało się z biegiem czasu bardzo wiele różnorodnych doświadczeń z pracy tych stale udoskonalanych systemów. Zauważono, ze wcale nie każdy wentylator, który działa bardzo poprawnie w jednych warunkach, może też działać skutecznie w innych. Np. przepychać powietrze rurą… W instalacji systemu wentylacyjnego pracującej w domu mieszkalnym równie ważna jak skuteczność, wydajność wentylatora, jest jego cicha, niezawodna i energooszczędna praca. Bardzo istotna jest też możliwość regulacji jego wydajności, zwykle realizowana poprzez zmianę prędkości obrotowej Tak postawione wymogi eliminują z kręgu naszego zainteresowania bardzo wiele istniejących na rynku konstrukcji. Konstrukcje osiowe, typowe wiatraki, ze strugą przesuwaną wzdłuż osi, nie najlepiej „radzą” sobie z przesuwaniem powietrza systemem kanałów. Konstrukcje promieniowe, odśrodkowe, turbiny czy cyklony to „umieją”. Ale nie tylko sam kształt wirnika wentylatora decyduje o jego przydatności do domowego systemu. Równie ważna jest jednostka napędowa, silnik. Proste i tanie są silniki prądu zmiennego. Jednak próby regulacji ich prędkości obrotowej powodują znaczne, zazwyczaj, zwiększenie hałasu ich pracy i to dokładnie w „komarzych” częstotliwościach. Stłumienie tego brzęczenia nie jest proste i wymusza stosowanie specjalizowanych, dodatkowych elementów w systemie kanałów. Wiele zastrzeżeń można mieć też do ich trwałości, z powodu stosowania w nich szczotek, które wycierają się po jakimś czasie. Dla systemów domowych – mniej przydatne. Lepsze więc, ale też i droższe są elektronicznie komutowane silniki prądu stałego. Jest wiele takich konstrukcji. Różnią się maksymalna prędkością obrotową, mocą, sposobem regulacji prędkości, trwałością i… ceną! Wychodzi więc z tego rozważania, ze należałoby „zatrudnić” w instalacji domowej cyklon, turbinę napędzaną stałoprądowym silnikiem elektronicznie komutowanym, z możliwością regulacji prędkości obrotowej jak najprostszą metodą. Coś „w tym rodzaju”: Aby jednak zadziałał należycie, to musi być uzupełniony o „pierścień wlotowy” (inletring) osadzany w przegrodzie jego obudowy. Taki pierścień widoczny jest tu: Jego zadaniem jest kierowanie strugi powietrza do wlotu wentylatora. Powietrze opuszcza wirnik odrzucone odśrodkowo wzdłuż jego promienia. Taki (lub bardzo podobny) wentylator należy wstawić do pudełka o gabarytach najczęściej narzucanych przez wytwórcę. Można do dowolnego, ale wtedy wydajność takiego wentylatora może się zmniejszyć. Czasem znacznie! A skoro jest to miejsce, gdzie przepływa cała struga powietrza, to wygodnie jest umieścić w tym właśnie pudełku przegrodę, w niej pierścień wlotowy, a przed nią filtr z tkaniny filtracyjnej (polecana EU3). Takich pudełek powinno być dwa, bo mamy dwa systemy kanałów. Nawiewne i wywiewne. Albo jedno podwójne pudełko… Coś „takiego” na przykład… Jest wiele różnych możliwości realizacji tej części instalacji. Dla mnie wygodna była akurat taka… No, to napęd już jest! Kanały, lutnie, rury, anemostaty…. Nawiew i wywiew powinniśmy poprowadzić we właściwe miejsca. Skąd – to wiadomo! Od napędu, którym jest wentylator, centrala wentylacyjna, centrala wentylacyjno rekuperacyjna czy co tam sobie wymyślimy! A dokąd jest właściwie? Nawiew do pomieszczeń uważanych za „suche i czyste” czyli salonu, sypialni, gabinetu, bawialni, biblioteki/czytelni, buduaru czy podobnych miejsc. Wywiew powinniśmy instalować w pomieszczeniach „mokrych i brudnych”. To określenie umowne, wcale nie zakładające bałaganu czy braku higieny! To łazienki, sauny, WC, kuchnie, garderoby, spiżarnie, pralnie, suszarnie i podobne… Są także pomieszczenia „specjalne”. Wiatrołap/wejście garaż ogrzewany, gabinet palacza-fajczarza… Tam wskazany jest i nawiew i wywiew. Nawiewane stale powietrze powinno przepływać szparą pod drzwiami (1,5cm nad podłogą wystarcza), szparami w futrynie lub otworem drzwiowym drzwi pozostawionych jako zwykle otwarte „spychając” w kierunku pomieszczeń z wywiewami wszelkie zapachy czy chmurki pary oraz „wyoddychane” powietrze (nazywane kiedyś zepsutem). Stojąc w pomieszczeniu o znanym przyszłym przeznaczeniu wybieramy miejsce na nawiewnik/wywiewnik. Wydaje się dość naturalne, że można go zaplanować w suficie nad oknem lub w jego okolicy. Zwykle okno jest dość daleko od drzwi i nie jest zastawiane żadnym meblem czy meblościanką. Można tez w rogu pomieszczenia, najdalszym od drzwi/przejścia do reszty domu. Taka lokalizacja pozwala na skuteczne wymieszanie się tej strugi która wpływa z powietrzem w pomieszczeniu, lub pobieranie wymieszanego, uśrednionego powietrza z pomieszczenia, zapewniając względnie stabilny poziom jego wilgotności przy dobrze doregulowanej wydajności systemu. Umieszczając anemostat, dobrze jest odsunąć go od najbliższej ściany (jak w narożniku to od obu ścian) „na wyciągnięte ramię”(60 do 70cm). Nigdy nie będziemy pewni, jaki będzie wystrój tego pomieszczenia za, na przykład, 15 lat. Byłoby średnio śmiesznie jakby nam kiedy w jakiej szafie „wypadł”. Jak jednocześnie uwzględnimy miejsce montażu oświetlenia i usuniemy potencjalną kolizję pomiędzy lampami i anemostatami – to powinno być DOBRZE. A jak czasem są skosy i czasem nie ma „dobrego” miejsca? – To wybieramy najlepsze, jakie się nam uda znaleźć, pamiętając o podanych zasadach. Bywa, że anemostat wypada nam na ścianie i też jest to poprawne! Jakimi kanałami najlepiej jest budować te instalację? SZCZELNYMI! O pełną i ciśnieniową hermetyzację starać się nie musimy! Jest wiele „szkół” w tej dziedzinie. Firmy prześcigają się w zachwalaniu własnych i podgryzaniu konkurencji punktując wady ich rur! Częste ale i przykre. Każdy, kto zdecydował się na budowę takiego systemu sam sobie dobierze to, co uzna za najlepszy kompromis pomiędzy jakością, ceną, pracochłonnością montażu i efektem uzyskanym. Kilka moich własnych obserwacji zamieszczę, bo może komuś pomogą w podjęciu decyzji. Uważam, że zupełnie wystarczy, jak kanały będą tanie, solidne, łatwe w montażu i trwałe. Kanały piętra zwykle układam nad sufitem piętra podczepiając je do konstrukcji przyszłego stropu. Zostawiam spore naddatki, które są odcinane na etapie ostatecznego zamykania stropu i po ewentualnym skorygowaniu ich położenia z powodu lamp, szkieletu stropu czy innych wcześniej nie przewidzianych powodów. Tu układam elastyczne aluminiowe spirofleksy zawinięte często w 5cm warstwę wełny mineralnej, którą mocuję do nich owijając ją folią stretch. Ten zabieg pozwala na wykonanie bardzo skutecznej warstwy termoizolacji. Folia nie pozwala na migrację powietrza z tej wełny a wełna dodatkowo chroni rurę przed przypadkowym uszkodzeniem w trakcie różnych prac. Przygotowuję te rury na podłodze i łączę dość spore fragmenty, które wciągnięte ponad strop układam we właściwych miejscach. Takie rury maja ściankę od 0,7 do 1,2 mm w zależności od średnicy i przy przeciętnie starannym obchodzeniu się z nią nie ulega przypadkowym uszkodzeniom. Ja nie stosuję średnic mniejszych jak fi 100 , nawet jak z obliczeń wynika, że są o wiele za duże. Powietrze jest lepkie, o czym często się zapomina! Rura fi 100 dla bardzo nikłych wydatków ma pomijalny opór i może być dość długa bez widocznego wpływu na podział strugi, co często jest korzystne ze względów montażowych. No, i pasuje do większości anemostatów! Koszt takich rur jest niższy w porównaniu z rurami „gotowymi” i mechanicznie są one zdecydowanie solidniejsze. Mnie wychodzi to jakoś tak: Inne łatwo znaleźć w sieci czy obejrzeć w markecie. Mają różne nazwy. Termoflex, Sonodukt, Termodukt i podobne. Są z otuliną i bez. Ułożone nad stropem , przed zamknięciem go i ociepleniem wyglądają jakoś tak: Po ułożeniu takich kanałów trzeba jeszcze często rozłożyć instalację elektryczną, zamknąć sufit, ocieplić go… Z 15 razy te kanały bywają potrącane jak pęczek rzodkiewki… Wiele co słabszych mechanicznie - tego nie wytrzymuje i konieczne są poprawki, a to strata czasu i nerwów. Jedna ekipa zaczyna skakać od oczu drugiej a inwestor szuka bata na wszystkich… Nikt nie dotykał a wyglądają jakby się stado bawołów się po nich przespacerowało… Wszystkim się może to zdarzyć – więc uczulam na problem, z którym nie raz się spotkałem. Dobrze jest, jak inwestor ma fotodokumentację z różnych etapów prac. Wtedy łatwiej jest znaleźć „bawoła”… Kanały wentylacji parteru bardzo łatwo i wygodnie jest ułożyć jako płaskie kanały w warstwie ocieplenia podłogi – zwykle 5cm styropianu. Mogą być plastikowe lub metalowe. I jedne i drugie da się kształtować i prowadzić dowolnie. Z pionu wentylacyjnego rozchodzą się do przepustów sufitowych widocznych na parterze jako puszki rozprężne anemostatów sufitowych. Po rozłożeniu styropianu i folii układa się na nich płytę ogrzewania podłogowego. Te kanały nie wymagają ocieplenia, bo spoczywają w stropie, który ma identyczną temperaturę jak wnętrza. Tam żadne przemiany termiczne nie zachodzą i nie będą miały na to szans! Efekt może wyglądać podobnie jak tu: Lub tak: Można też prowadzić kanały w zamkniętych skosach piętra, za ściana kolankową, przy niej, lub podwieszać pod stropem – przy sufitach podwieszanych. Można układać jako kanały sztywne, także o przekroju kwadratowym/prostokątnym. Zwykle da się znaleźć takie trasy, żeby się je nie tylko dało poprowadzić, ale też zabudować, żeby swą urodą nie kolidowały z wystrojem wnętrza. Sposoby łączenia kanałów, dzielenia strugi nawiewu, zbierania strugi wywiewu… Czegokolwiek bym tu nie napisał, to i tak się znajdzie ktoś, kto uzna, ze można lepiej! Moje porady nie powinny więc być traktowane jako jedynie słuszne, ale bardziej jako jeden z wielu poprawnych sposobów rozwiązania problemu. Założenia, jakie przyjmuję w konstruowaniu systemu są następujące: System powinien pracować bezgłośnie. Powinien zapewniać, załączony na maksimum wydajności, około jedną wymianę kubatury na godzinę. Powinien pracować tak samo stabilnie w całym zakresie nastaw wydajności. Bezdźwięczna praca systemu wentylacji zależy i od doboru wentylatorów i konstrukcji samego systemu kanałów. Dźwięki generowane przez kanały budzą się wtedy, gdy prędkości strugi przekraczają 5m/sek. Pojawiają się wyraźnie słyszalne szumy i świsty. Aby uniknąć tego efektu, należy tak dobrać średnicę rury głównej, aby warunek największej prędkości strugi < 5m/sek. był zachowany dla wymiany 1 kubatury/godz. Kubaturę znamy! Resztę da się policzyć. Załóżmy, że mamy dom o kubaturze około 500m3. Gdybyśmy przyjęli średnicę rury głównej odpowiednio: Rura fi 160 to 201cm2 co przy 5m/sek. daje przepływ 0,1m3/sek. lub 362m3/godzinę. Rura fi 200 to 314cm2 co przy 5m/sek. daje przepływ 0,16m3/sek. lub 565m3/godz. Rura fi 250 to 490cm2 co przy 5m/sek. daje przepływ 0,25m3/sek. lub 883m3/godz. Należałoby wtedy przyjąć główną rurę jako fi 200. Zazwyczaj, choć nie zawsze, budynek ma dwie kondygnacje wentylowane. Dzieląc tę rurę na dwie - trójnikiem redukcyjnym, otrzymamy dwie równoważne strugi, jeżeli kanały za trójnikiem maja porównywalne długości. Wynika to wprost z symetrii takiego schematu. Proponuję rozważenie podziału na 2 strugi w rurach fi 150. Wtedy suma pól przekroju tych rur po podziale wyniesie 353cm2 co jest wyraźnie większą wartością niż pole przekroju rury głównej = 314cm2. Wniosek jaki można przyjąć jest taki, że podział nie wprowadzi istotnych oporów przepływu, a prędkość strugi zmniejszy się, co z kolei wynika z prawa przepływów. Nad stropem piętra zazwyczaj jest na tyle dużo miejsca, że bez dokonywania większych „cudów” da się tę samą zasadę zachować przy kolejnych podziałach na kolejne strugi. Przyjmuję tu kolejny „typowymiar” = fi 125 a ostatni fi 100. W efekcie z jednej rury fi 200 „robi się” (może się zrobić) do 8 wywiewów fi 100, których łączne pole przekroju to około 628cm2, a to już dwukrotność pola przekroju rury głównej i dwukrotne zmniejszenie maksymalnej prędkości strugi!!! Ten zabieg prowadzi wprost do absolutnie bezgłośnej pracy systemu, który „normalnie” pracuje przecież z wydajnością równą od ź do 1/3 wartości maksymalnej. Rozwiązanie czysto „graficzne”. Bez liczenia, oporów, duktów głosowych I W PEŁNI WYKONALNE!!! Bazuje na symetrii geometrycznej, zapewniając pełne zrównoważenie parametrów w całym zakresie regulacji wydajności, co było jednym z warunków! Inną, równie dobrą metodą, jest zastosowanie skrzynek rozprężnych. Dzielimy strugę na dwie (pietra i parteru), opisaną powyżej metodą, a końce rur fi 150 wprowadzamy do skrzynek rozprężnych, z których wyprowadzamy odpowiednią ilość kanałów porównywalnej długości i średnicy (np fi 100 każdy) do poszczególnych anemostatów w pomieszczeniach. Można też zbudować instalację „liniową”. Zaczynamy prowadzenie strugi rurą dużej średnicy i po kilku odprowadzonych trójnikami cienkich kanałach stosujemy zwężkę dla utrzymania stałego w niej ciśnienia przy zmniejszonym już przepływie. Takie stopniowe zwężanie powinno wykonywać się po każdym odprowadzeniu bocznym. Poprawne wyliczenie stopnia zwężenia zajmuje trochę czasu i wcale nie musi spełniać warunku stałego podziału niezależnie od wydajności. Zbyt wiele tu parametrów do uwzględniania w obliczeniach i łatwo o pomyłkę. Komputer i tabele pomagają, ale projektanta nie zastąpią.. Takie systemy łatwo można zaobserwować np. w marketach. Wiszą sobie pod sufitem. Są także rozmaite systemy mieszane, gdzie w różnych odnogach stosowane są wszystkie pokazane zasady. Wszystko zależy od wyobraźni projektanta systemu i warunków lokalnych. Często bezwzględny nakaz postawienia tej instalacji „za bezcen” skutkuje kardynalnymi błędami wynikającymi z takiej „oszczędności” nakładów. Instalacje z kanałów sztywnych maja zalety i wady wynikające z samej „sztywności” materiału. Dobrze trzymają nadany kształt i wyglądają estetycznie. Dobrze tez przenoszą wszelkie dźwięki, czasem dodając własne , budzone rezonansem twardych ścian czy rezonansem słupa powietrza w nich. Świetnie, rezonansowo, wzmacniają dźwięki jakie generują wentylatory. Wymagają stosowania specjalizowanych tłumików dźwięku czy kompensatorów wydłużenia (wielkie systemy). Bardzo łatwo utrzymać ich szczelność i są bardzo wytrzymałe mechanicznie. Dla mnie - tyleż wad co zalet! Wad nawet więcej, jak się uwzględni trudności montażu i konieczność dorabiania potrzebnych niestandardowych elementów (łuków np.). Podczas budowania takiego systemu należy starać się nie zrobić błędu polegającego na stworzeniu kanału głosowego pomiędzy sąsiednimi pomieszczeniami wentylowanymi tą samą rurą. Kratki nie powinny być łączone „przez ścianę” ze sobą. „Akustyka systemu wentylacyjnego”…. Tyle w rozmowach było o „Welingtonach”, „komarach”, łomotach z rur, i o tym, że z taką wentylacją, to żyć się nie da, sąsiad głupi (bo ma) i teraz się nie wyśpi – a ja zawsze! Trzeba by chyba od podstaw zaczynać…. Dźwięk jest obserwowalnym objawem mechanicznych drgań ośrodka, w jakim się rozchodzą te drgania. Aby był zauważalny, to częstotliwość tych drgań musi mieścić się w „paśmie słyszalności” - to jest pomiędzy 20Hz a 20 000 Hz. A jakie my mamy ośrodki w systemie wentylacyjnym? No, kilka jest! Powietrze. – czyli to, co nas otacza. Metale (stal, aluminium, mosiądz). – czyli to, co otacza to nasze powietrze (rury, kanały, urządzenia) Beton, cegła – czyli cały budynek, w którym stoi czy wisi, no, jest ta wentylacja… Wszelkie drgania mogą być podłużne lub poprzeczne. Zwykle mówimy na nie – fale, bo zachodzą w czasie i wraz z nim rozchodzą się od punktu powstawania do nieskończoności. Nie jest chyba tajemnicą, że im twardszy, gęściejszy ośrodek – tym szybciej i z mniejszym tłumieniem rozchodzą się w nim te fale. A fale mogą podlegać też i innym zjawiskom poza rozchodzeniem się… Jest refrakcja, dyfrakcja, rezonans, są sumy i różnice różnych długości fal i w efekcie – fale harmoniczne… Fizyka fal jest i ciekawa, i prosta, a na dodatek w pełni ma zastosowanie w budownictwie! PO TO żeby jej nie musieć dogłębnie studiować, to się wynajmuje projektanta, kierbuda i dobre ekipy, które mają minimalizować niekorzystne a maksymalizować korzystne objawy tychże ruchów falowych w naszym nowym domku…. Ale dobrze wiedzieć, że takie zjawiska są! Źródłem fal akustycznych jest zawsze jakiś nośnik, przemiennik energii. Fala taka to drganie. Żeby ją wytworzyć to trzeba wykonać pracę (w sensie fizyki) i zużyć na to jakąś porcję energii. Energią w systemie wentylacyjnym dysponują wentylatory, ale także sama struga rozpędzonego nimi powietrza. Te wentylatory są zamocowane w jakiejś obudowie. Ta obudowa jest sztywno przymocowana do jakiejś ściany, podłogi, sufitu… Razem – tworzą układ drgający, jak te wentylatory zasilimy energią… Struga powietrza, która porusza się kanałami wentylacyjnymi, także może generować dźwięki. Ale musi dysponować w tym celu odpowiednią „mocą”. Zwykle, jak się przekracza prędkość 5m/sek – to zaczyna tę „moc” okazywać w sposób wyraźnie słyszalny. Wszelkie zmiany kierunku rozprowadzanej strugi powietrza powodują jej zawirowania. Turbulencje. A te turbulencje z kolei powodują mechaniczne drganie rur prowadzących strugę – i kolejne źródło dźwięku. Co więc nam w tych rurach „gra”? Wentylatory. Im gorzej wykonane, gorzej wyważone, szybciej się kręcące, sztywniej przymocowane do obudowy – tym głośniej! Rury. Im sztywniejsze, mocniej przytwierdzone, bardziej pozałamywane w kierunku, z dużą ilością trójników, przepustnic – tym głośniej! Struga powietrza. Im szybciej się porusza, tym łatwiej na wszelkich niedokładnościach montażu przekracza naprawdę duże prędkości w ruchu turbulentnym i tworzy cały system gwizdków o różnej wysokości dźwięku. A jak już coś sobie „zagra” to wchodzą do orkiestry takie zjawiska jak rezonans. Wtedy słup powietrza pobudzany śladowymi porcjami energii potrafi się tak „rozpędzić” w tym ruchu drgającym, że mamy istne organy kościelne…. CO ROBIĆ? Nie budować wentylacji mechanicznej? I tak nam „zagra” w kominach, przy odpowiednim kierunku i sile wiatru za oknem! Minimalizować na ile się da wpływ tych źródeł dźwięku. Starać się o to, by miały jak najmniejszą „moc”. Tak budować i prowadzić kanały, aby nie powodować rezonansów słupa powietrza. Było, choć może mało akcentowane. Wentylatory stałoprądowe z elektroniczną komutacją i elektronicznym sterowaniem obrotów są w bardzo nikłym stopniu „szarpane” prądem. Ich wirniki „płyną” statecznie, pchane stałą w czasie siłą i napotykają względnie stały w czasie opór strugi. Nie ma tu pracy pulsacyjnej czyli generacji dźwięku. Dobre wyważenie także niweluje wszelkie zaburzenia ich pracy. A jakby tak jeszcze były wolnoobrotowe…. To oznacza dość spore łopaty wirnika. Te z wielką ilością drobnych szczebelków – odpadają! Wentylatory zmiennoprądowe pędzone są pulsacyjnie prądem 50Hz a zwalniane regulatorami fazy, dodatkowo generują harmoniczne o bardzo szerokim widmie! Wspominane „komary”. Montować te wentylatory w obudowach na elastycznym zawiesiu. Montować same obudowy na gumowych, tłumiących podstawkach lub podwieszać je do sztywnych miejsc konstrukcji domu. (nie w połowie jakiej belki). Stosować tłumiki drgań pomiędzy kanałami a napędem. To takie harmonijki gumowe o średnicy kanału. Nie przekraczać, jeżeli nie jest to bezwarunkowo konieczne, prędkości strugi rzędu 5m/sek. Stosować przepustnice na krótkich kanałach w okolicy trójników podziału strugi, by nie musieć tłumić strugi w takiej odnodze anemostatem, którego wąska szczelinka stanie się gwizdkiem! Tam, gdzie się da (a da się prawie wszędzie, bo dom to nie hala marketu!) stosować kanały wiotkie! Jak się da, to nie o gładkich ściankach. Spirofleksy są dobre bo i wiotkie i pokarbowane. Starać się dzielić idące obok siebie kanały jakim tłumikiem w postaci paska wełny mineralnej (chociażby tak). Wszelkie zabudowywane kanały upchać taką wata mineralną – to nigdy nie „zagrają”. Nawet w najbardziej niekorzystnych warunkach. Wiotkie kanały nie rezonują! Mechanicznie nie trzymają swego kształtu na tyle sztywno, aby zjawisko rezonansu mogło dawać się we znaki! Pozwalają na tworzenie łagodnych łuków minimalizujących turbulencje przepływu. System wentylacji z wiotkimi kanałami o niskich oporach (nieco nadmiarowymi), niskiej prędkości strugi, zrównoważonymi jej podziałami, pędzony stałoprądowymi wentylatorami regulowanymi elektronicznie jest niesłyszalny w zakresie najczęściej wykorzystywanych wydajności!!! W zakresie wydajności maksymalnej, nocą, w pustym domu jest słyszalny „na samej granicy słyszalności”. Łatwiej wtedy usłyszeć lecącą muchę niż szum instalacji. System pędzony wentylatorami prądu zmiennego z fazowym regulatorem prędkości, zbudowany na sztywnych i dobrze umocowanych rurach spiro, o gładkich ściankach, kolanach 90st, dobrze policzony – więc o kanałach małośrednicowych niosących strugę o dużej prędkości – jest głośny i nie do „uspokojenia”. Pozdrawiam Adam M.
    8 points
  4. Dziś dowiedziałem się, że moje zgłoszenie o zakończeniu budowy zostało rozpatrzone pozytywnie. Mogę wreszcie to napisać: moja budowa dobiegła końca. Skończyłem budować. Formalnie. Legalnie mogę mieszkać. Mogę się przemeldować. Mogę napisać: budowałem 15 lat i zbudowałem. Sam, bez ekip, w większości samodzielnie. Były momenty, gdy dostawałem wsparcie rodziny i znajomych. Wujek wymurował komin i pomógł otynkować parter. Szczególnie mocną miałem ekipę do zalewania stropu: NIe sposób ocenić bezmiar pomocy, jakiej udzieliła mi mama, która, emerytką będąc, dzielnie podkładała bloczki to tu, to tam, smażyła jajecznicę i rozplątywała kable. Od 7 stycznia 2021 - mieszkam. I niniejszym ogłaszam, że mój dziennik budowy domu dobiega końca. Nie kończą się wpisy, bo będzie wciąż się działo, ale to już będzie całkiem nowy rozdział.
    7 points
  5. Skrzywdzić się można nawet młotkiem, a on specjalnie skomplikowany nie jest! Gaz z butli JEST bezpieczny. Niebezpieczni są jego użytkownicy, jak mają tylko ze dwie i mało szare komórki... Napełnianiem butli się nie zajmujecie. TO robią osoby kumate, sprawdzając przy okazji stan butli. NIE ISTNIEJE możliwość gwałtownego opróżnienia takiej butli, bo sama Natura stawia tu mocną barierę. MOŻNA , np. młotkiem, uwalić zawór (tylko po co?) i NIC złego się nie stanie. Butla natychmiast pokryje się lodem i wypływ gazu ustanie sam. Pozostawienie otwartego i NIE ZAPALONEGO palnika wprowadza ryzyko konieczności szybkiego remontu domu, ale to przy każdym gazie palnym działa tak samo. Tu butla nie ma nic do sprawy. Uloty i nieszczelności czuć od razu i ze sporym wyprzedzeniem, zanim zdąży się stworzyć tyle mieszaniny gazu z powietrzem, aby dobrze łupnęło. Autkiem, z którego na każdym kilometrze coś odpada też jeździcie bezpiecznie?!!! Sprawne (w tym kuchenki i kotły) urządzenia SĄ bezpieczne. A jak kto nadal ma obawy, niech kupi czujnik gazu LPG i postawi gdzieś na podłodze w pomieszczeniu (ten gaz jest cięższy od powietrza i ściele się po podłodze). Jak czujnik "zobaczy" nieszczelność to się drze, że umarłego na nogi stawia. Wtedy zakręcamy zawór na butli i wołamy kogo kumatego z żabką, uszczelką czy kluczem do nakrętek. Kuchenka na gaz z butli działa też wtedy, jak nam prąd wyłączą, co jest niewątpliwą zaletą! Adam M.
    7 points
  6. zabetonowana szyna nie będzie współpracować z betonem, tenże raczej popęka i odpadnie (albo zostanie przylepiony do siatki) jeżeli szyna (jak mhtyl słusznie zauważył 2 szt) to tylko do obudowy np OSB (jak jest potrzeba), pozostaje kwestia oparcia dachu na tych szynach jeżeli żelbet i Twoje 5x16 dołem to pewnie ok, górą nie musisz dodawać, wystarczy 2x12 lub 2x16 żeby nie mieszać asortymentu, strzemiona powinno wystarczyć co 20cm, osobiście wysokość belki jednak proponowałbym zwiększyć, tak na wszelki wypadek, bo nie wiadomo co za beton tam trafi (trzeba porządnie zagęścić zapewniając dobrą otulinę zbrojenia!) w tym przypadku też przekrój prostokątny jest przekrojem optymalnym, zwiększającym znacząco wytrzymałość elementu im większe proporcje wysokości do szerokości to tak na czuja, bo nie znamy wszelkich uwarunkowań, masz świadomość, że budujesz na własną odpowiedzialność tak czy siak
    7 points
  7. Postanowiłem „przekleić” tu trochę rozważań o wentylacji domu, jakie były już prowadzone w innym miejscu sieci. Budujecie – to może się przyda. Może pomoże podjąć jaką dobrą decyzję? Hydrosfera - to jedna z geosfer. Inaczej, ogół wód na Ziemi. Wody podziemne, powierzchniowe wraz z rzekami, jeziorami, lodowcami, morzami i oceanami, a także parą wodną w powietrzu – to właśnie ta hydrosfera Fajnie! I co z tego? Tak się składa, że żyjemy w hydrosferze. Ten fakt ma zasadniczy wpływ na nasze życie. Choćby przez to, że również w hydrosferze budujemy od wieków nasze domy! Wilgoć otacza nas przez całe życie. Woda stanowi też lwią część masy naszego ciała… Wilgoć to popularne określenie na wodę zawartą w powietrzu w formie aerozolu lub pary, obecną w porach substancji porowatych lub na powierzchni ciał stałych w formie drobnych kropelek lub jednolitego, cienkiego filmu. Wilgoć w środowisku naturalnym występuje właściwie prawie wszędzie (oprócz obszarów pustynnych i polarnych), jest ona też nieodłączonym elementem wnętrz w których przebywają ludzie. Zawartość wilgoci w powietrzu nazywa się jego wilgotnością, którą podaje się zwykle w jednostkach względnych, przyjmując za 100% maksymalne stężenie pary wodnej, od którego zaczyna się w danych warunkach jej skraplanie. Zawartość wilgoci w powietrzu na terenie otwartym zależy bezpośrednio od warunków atmosferycznych (opady i temperatura) - przy temperaturze poniżej O°C wilgotność powietrza zawsze wynosi 0, gdyż cała para wodna w tym warunkach ulega wykropleniu. Zazwyczaj też wtedy leży nam pod nogami… To jest to takie białe… Radość dzieciaków – śnieg! Ludzie są generatorem wilgoci sami z siebie i ze względu na styl swojego życia . Oddychają, myją się, gotują, piorą.... Czasem im odbija i nawet kwiatki podlewają, rybki, psa lub kotka hodują... Lub dzieci… Czasem i po kilka sztuk! Zawartość wilgoci w powietrzu we wnętrzach zależy od kilku czynników: * od wilgotności powietrza na zewnątrz * od sposobu ogrzewania i wentylacji * od liczby osób przebywających w pomieszczeniu i rodzaju ich aktywności * od rodzaju powierzchni ścian, sufitu i podłogi - niektóre rodzaje powierzchni np: (cegła) wchłaniają lub wydzielają wilgoć. * od innych czynników takich jak źródła wilgoci (np: wspomniana gotująca się woda czy procesy technologiczne wydzielające lub pochłaniające wodę – malowanie, tynkowanie, inne). Wilgotność w pomieszczeniach gdzie na stałe przebywają ludzie, powinna mieścić się w zakresie od 40 do 60%. Wilgotność poniżej 40% powoduje u większości ludzi nieprzyjemne uczucie suchości w nosie i na ustach, ze względu na wysychanie błon śluzowych. Wilgotność powyżej 60% jest natomiast zwykle odbierana jako "duszność" czy "parność" i powoduje złe samopoczucie, związane głównie z trudnościami z odprowadzaniem nadmiaru wody przez skórę. Wielowiekowe doświadczenie pokazało, ze jedynie dobra wentylacja jest prostym i skutecznym sposobem na kontrolowanie wilgotności względnej w domu. Jak jest tej wilgotności tak od 40 do 55% to jest najlepiej.... A do tego byłoby dobrze, jakby temperatura wnętrz była tak z 20 do 23stC. Razem to się nazywa komfort klimatyczny - i tego właśnie potrzebujemy. Dopóki w trakcie rozwoju cywilizacyjnego ludzie byli nomadami, zbieraczami i wiecznie zmieniali miejsce pobytu w poszukiwaniu jedzenia – problemu nie było. Zaczął się, gdy się osiedlili i pobudowali sobie stałe schronienia. Zauważono, że czasem jest w domu dobrze a czasem nie. Metodą prób i błędów wypracowano takie zasady budowy domów, które pozwalały na coraz większy komfort życia. Prędko też zauważono dobrodziejstwo wentylacji wnętrz w tym dziele. Wiedza o tym jak budować dobrze, była i jest stale udoskonalana. W ujęciu historycznym – wypracowano kilka systemów wentylacji, czyli kontroli wilgotności wnętrz. Wentylacja naturalna: Stosowana jeszcze do niedawna! W zasadzie – tworzyła się sama, jak budowniczy nie przesadzał ze starannością swej pracy. Często nawet o niej nie myślał! Zaobserwowano, że problem nadmiaru wilgoci w domu pojawiał się w chłodnych porach roku. Wtedy, gdy lepiej było okna trzymać zamknięte, aby nie zmarznąć. Obieg powietrza był taki: Wszelkimi szczelinami w oknach, pod drzwiami i pomiędzy balami, z których zbudowany był dom sączyły się stróżki świeżego, zimnego, a po podgrzaniu – bardzo suchego powietrza. Stróżki te były tak nikłe, że nie były uciążliwe, mimo że liczne i bardzo chłodne. Były mocno rozproszone w całej kubaturze ogrzewanego pomieszczenia i zwykle była ich wystarczająca ilość. W pomieszczeniu był piec. To przez jego palenisko, bardzo „żarłoczne” jeżeli chodzi o powietrze we wnętrzach, a potem kanałem dymowym, opuszczała dom wspomniana wilgoć wraz ze spalinami, stale zastępowana ładunkiem „nowego” powietrza. Był i nawiew i wywiew. Działało. Nawet, jak mieszkańcy się nad problemem przesadnie nie głowili. Latem problem nie istniał, bo wszystkie okna były stale otwarte… Wentylacja „grawitacyjna” Pojawiła się, gdy przeważającym budulcem stał się kamień lub cegła. Domy stały się wystawniejsze, wygodniejsze, ale też znacznie bardziej szczelne!!! Już nie w każdym pomieszczeniu było palenisko. Często jeden piec kaflowy „obsługiwał” kilka pomieszczeń. Pojawiło się "centralne" ogrzewanie i paleniska z wnętrz zupełnie zniknęły! Zaczęto więc budować dedykowane kanały. Generalnie – dlatego, że z nawiewem nadal problemu nie było. Problemem stał się sposób wyrzucenia wilgotnego i ciepłego powietrza z wnętrz i rozwiązano go budując kanały dedykowane wyłącznie do tego celu. Starano się też zapanować nad ilością, tempem , wentylacji wstawiając w kratki regulowane szybry. Co starsi dobrze je z rodzinnych domów pamiętają… każdy chłopiec choć raz bawił się w młodości tym wiszącym sznurkiem czy łańcuszkiem „klapiąc” szybrem ile wlezie… chyba, że starszy brat go już wcześniej urwał… bo był pierwszy do tej zabawy… Dobre, szczęśliwe czasy młodości… gdy wszelka energia była tania…potrzeby niewielkie, ludzi mniej… domów mniej a lasów dużo… A drewno i powszechne i tanie! Budowano z tego, co pod nogami leżało. Z gliny (glinobitka), słomy i żerdzi (ściany plecione tynkowane gliną), bali, cegieł, kamienia…. Nawet i z betonu! (jak kto blisko rządu czy armii). A ponieważ WSZYSTKIE wymienione materiały bardzo dobrze pochłaniały, magazynowały i oddawały (odparowywały) wilgoć, to stanowiły duże odciążenie systemu wentylacyjnego. Powietrza do oddychania ZAWSZE wystarczało. BEZ ekstra specjalnych zabiegów! No – i stało się! Skok cywilizacyjny i technologiczny zrobił się tak duży, że ilość i rodzaj budulca na dom zaczęły zależeć bardziej od pomysłu niż zasobności portfela inwestora! Pościągano jakieś merbały czy bambusy z zamorskich krain, porobiono porotermy, betony komórkowe i inne „wynalazki”, które pozwalają dom wybudować w kilka tygodni! Folie szczelne wymyślono! Jakby mało było, to drzwi i okna zaczęły być tak szczelne, że nawet stróżka powietrza nie przejdzie! A jak przejdzie to REKLAMACJA!!! No i w efekcie ślicznie popsuto to, co tak ładnie i długo działało! – WENTYLACJĘ! Ale jak mawiał imć Zagłoba – est modus in rebus! Wymyślono sobie, że w tak szczelnych domach koniecznie trzeba zrobić w pełni kontrolowane - i nawiew i wywiew – i tak powstała wentylacja mechaniczna! Wentylacja mechaniczna, nawiewno wywiewna, zrównoważona. W bardzo szczelnych domach, najczęściej świetnie termoizolowanych bardzo mało lub wcale nienasiąkliwymi materiałami, wilgoć stała się dużym problemem! Ani ściany, ani podłogi ani strop – nie weźmie! A jak próbuje – to grzyby rosną! Trzeba więc budować cały system kanałów zaczynających się czerpnią umieszczoną poza zasięgiem rąk stojącego człowieka (bezpieczeństwo), ponad liśćmi i piaskiem miotanym wiatrem, ponad zaspami śniegu… Kanałów rozprowadzających świeże powietrze w potrzebnej ilości do pomieszczeń „suchych i czystych” takich jak sypialnie, gabinety, salony i jeszcze jeden system – kanałów wywiewnych zaczynających się w pomieszczeniach brudnych i mokrych, takich jak łazienki, wc, kuchnie, pralnie, garderoby… Wyrzutnia powinna być tak umieszczona, aby wywiewane powietrze nie wracało natychmiast przez czerpnię do wnętrza! Pomiędzy pomieszczeniami tworzą się naturalne ciągi dość jednoznacznie kierunkujące wilgoć i aromaty. Napęd całości powierzono technice! Zatrudniono sprawne i trwałe wentylatory, stale karmione energią elektryczną, dziś wszechobecną. To rozwiązanie pozwoliło też na zastosowanie filtrów powietrza i stało się dobrodziejstwem wszystkich alergików , uczuleniowców, dobijanych miesiącami i od wczesnej wiosny kwitnącymi trawami, zbożami czy jakimś innym zielskiem. Powstały też pochodne tego systemu. Wentylacja tylko nawiewna – wywiew realizowany każdą szczeliną.. Wentylacja tylko wywiewna – nawiew szczelinami, czy jak popadnie Czasem oszczędność, czasem potrzeba a czasem brak pomysłu…Błąd po prostu. W teoryi – to tyle! O praktyce – będzie. Wprawdzie wentylacji naturalnej nikt już dziś nie buduje poza absolutnymi zapaleńcami czy specjalistami od archeologii praktycznej – to jednak w wielu ciągle zamieszkanych obiektach dalej ona istnieje i „ma się dobrze”, póki jej ktoś nie popsuje… A psują często, z upodobaniem, z uporem godnym lepszej sprawy! Wiedzą o tym bywalcy tematyki „Przebudowy i remonty”… Powtórzmy więc z czego ona się składa. Ze szczelin w oknach, szpar pod drzwiami, dziur wszelakich w ścianach.. Wnętrz grzanych dowolną metodą.. Kanału dymowego poprzedzonego paleniskiem. Szczelinki i dziury to nawiew. Nagminnie psuty nowymi i pięknymi oknami! Wnętrza to miejsce mieszania się tego co wilgotne z tym co suche, uśredniania temperatur.. Tego – nie psują skutecznie, poza czasem niegustownym doborem barw ścian czy fasonu mebli. Piec jako napęd wywiewu tego powietrza, ale i źródło upierdliwości, popiołu, pracy nad rozpalaniem, pilnowaniem i doglądaniem żywego ognie jest często eliminowany! I w taki właśnie sposób dobijane są stare domy…. Eliminując w nich dwa elementy wentylacji powoduje się, że wilgotność wnętrz skacze jak głupia! Latem jest dobrze, ale początek sezonu grzewczego to początek problemów, które ustają, cichną na okres następnego lata. Pojawiają się grzybki…zapachy…i szybko – syndrom chorego domu. Więc: Pogódźmy się z tym, że jak mamy wentylację naturalną – to Dom MUSI być dziurawy i MUSI tam być piec! Jeżeli te warunki są dla nas nie do zaakceptowania – budujmy lub kupmy inny dom! Z inną wentylacją! Może dodam, że często można spotkać w takich konstrukcjach wentylowaną podłogę. Wtedy dechy podłogi są pierwszym, wstępnym „ogrzewaczem” wpuszczanego powietrza. Szczeliny i dziury można znaleźć w podmurowaniu podwaliny. Takie kwadratowe. Na jedną cegłę… Tego też nie powinno się zaślepiać… Siatka na gryzonie! Nic więcej! A co mają zrobić Ci , którym spodobał się piękny i stary Dom? Ci, co zdecydowali się na przenosiny takowego? Ci, którym obmierzło siermiężne życie pańszczyźnianego chłopa wiedzione z konieczności w takiej konstrukcji? Jedynym wyjściem jest kompleksowa zmiana systemu wentylacyjnego! A jako, że ludziskom we łbach się miesza i dobrobyt im doskwiera, nowoczesności im się zachciewa, łazienek, podłogówek, szczelnych okien… - to od razu na WENTYLACJĘ MECHANICZNĄ! Koszt budowy nie powala a wiele można zrobić „tymi ręcami”. Dla typowych „wzrokowców” przygotowałem szkic instalacji powyżej opisanych, który może dokładniej pokaże o co tu chodzi, jakbym czego nie dopisał. I tak: Wentylacja naturalna, wymagająca paleniska na salonach…. Wentylacja grawitacyjna we wnętrzach pozbawionych pieców…. Najczęstszy, nagminny sposób psucia wentylacji!!! JA nie wiem JAK to miałoby działać! A sporo się „tego” buduje…. A jak już ktoś sobie „to” zbudował i pizga mu chłodem ze wszystkich kratek – to da się to naprawić wiertarką i sporym wiertłem! Będzie mu pizgało z okolicy okien. I TAK BYĆ POWINNO! Tworząc ten swoisty „traktat o wentylacji” staram się w zborny sposób przedstawić jaki wpływ ma budujący na sposób działania tego systemu. O wentylacji mechanicznej też będzie… Patrząc na powyższe bazgroły można zauważyć (w naturze też się tak dzieje – to nie są MOJE wymysły!), że kierunek cyrkulacji powietrza zawsze jest OD źródła ciepła do przeciwległej ściany. Przy piecach DO okna a przy kaloryferach OD okna. To wynika z umiejscowienia źródła ciepła i faktu, że idealne termoizolacje nie istnieją. Ściany tracą ciepło. Wolniej lub szybciej , ale – zawsze. Napędem tego typu wentylacji ZAWSZE jest różnica gęstości/wagi powietrza zimnego i ciepłego. Powstająca siła wyporu napiera na obłok powietrza ciepłego/lżejszego, a ono samo szuka sobie „drogi ucieczki”. Szuka gdzieś wysoko. Pod sufitem. Tam też umieszcza się te kratki wentylacyjne. Żeby życie było tak proste jak te moje bazgroły!!! Ech… Nie jest tak… Są też pomieszczenia „specjalne” także wymagające wentylacji. To kotłownie, kuchnie z palnikami gazowymi… inne pomieszczenia, gdzie są spalane paliwa. Choćby salon z kominkiem! Żeby sobie ktoś krzywdy nie zrobił przy realizacji swych marzeń (budowie domu) to upierdliwiec, mąciciel i prawodawca (w jednym) w wielu punktach norm i przepisów NAKAZAŁ budowanie konkretnych mechanizmów wentylacji w konkretnych przypadkach. To forum wyraźnie pokazuje, że nie wszystko jest jasne, jak się czyta te przepisy. Padają pytania o ich interpretację od technicznych po estetyczne. Pojawiają się tajemnicze „zetki”, odległości kratek od sufitu, od podłogi, jakieś nawiewy podpodłogowo-kominkowe… Powstają wątpliwości – psuje to czy poprawia? Robić? Nie robić? ODBIORĄ? Przepisów tu przytaczać nie chcę. Są dostępne. Każdy może w 5 minut je dopaść w sieci… Dotyczą WSZYSTKICH DOMÓW JEDNOCZEŚNIE. Ale my budujemy TEN dom… Trzeba z nich wyłuskać więc tę część, która dotyczy TEGO domu. Samemu… Kluczem jest tu wybrane źródło ciepła. Konkretniej – rodzaj nośnika tego ciepła i sposób jego uwalniania. Najmniej problemów (wentylacyjnych!!!) jest z grzaniem prądem. Nie pobiera tlenu z wnętrz. Trzeba zadbać o poprawną wymianę powietrza i właściwe bilansowanie wilgotności względnej. Szyberek na kratce w znakomitej większości przypadków dobrze spełnia tę rolę. Podobnie jest przy CO czy podłogówce. Też nie wymaga dostawy tlenu z wnętrz. Ale jak zaczniemy rozważać co się dzieje we wnętrzach z kominkiem to już zaczyna się jazda! Jakaś rura z powietrzem? Którędy? Jaka średnica? Gdzie ona powinna się kończyć? Gdzie zaczynać? Czemu? Spróbujmy to jakoś usystematyzować. Ognisko, które sobie przenieśliśmy do domu (salonu) jest paleniskiem stałopalnym. Jest dość trudno sterowalne. Raz rozpędzone zatrzymuje się bardzo wolno. Uruchamiając proces spalania (utleniania paliwa) mamy wprawdzie jakiś niewielki wpływ na jego tempo poprzez regulację ilości dostarczanego do spalania powietrza, ale stały dopływ W KAŻDEJ ŻĄDANEJ przez palenisko ilości MUSI BYĆ! Realizuje się to przez doprowadzenie go wprost z zewnątrz rurą, najczęściej centralnie pod planowany wkład kominkowy. Średnica tej rury zazwyczaj wynosi 110 mm. To taka szara i TANIA rura. Lepsza wydaje się rura pomarańczowa fi 160 – ale jest kilkakrotnie droższa, a takich dużych, tanich i szarych nie robią! Te szare są więc z… no, nazwijmy to oszczędnością, czy szukaniem rezerw…. Przeciętny dobrze rozpalony kominek „konsumuje” do około 500m3 powietrza na każdą godzinę palenia w nim. Konkretnie – tlenu zawartego w takiej jego ilości. Ten tlen trzeba doprowadzić zabudowanym przekrojem wspomnianej rury. Na dobę jest tego z 12000m3. To taki słupek wysokości 333 metrów dla podłogi salonowej 6 x 6 m. Niemały! A jaka jest kubatura Waszego domu? A SALONU? Wyobraźmy sobie jaka mogłaby być temperatura w tym pomieszczeniu, gdybyśmy wymieniali w nim całą zawartość powietrza z 5-6 razy na godzinę? Tak jeden raz na każde 10 minut palenia w kominku? I to wymieniali na to rześkie, to zewnętrzne o temperaturze -20stC! DLATEGO właśnie trzeba skrócić drogę, jaką pokonuje ta zimna struga. Dlatego doprowadzamy powietrze wprost pod wkład kominkowy. Są też i takie kominki, które maja dedykowane połączenie z tą rurą, aby nie dopuścić do nadmiernego wychładzania wnętrz, w których ten kominek stoi. Powinien grzać, a nie tylko spalać pniaki! Pomysł zbudowania zwykłej „zetki” – dziury w ścianie zewnętrznej salonu, nie jest więc najszczęśliwszy co, jak myślę, pokazałem. Zakończenie tej rury od strony dworu powinno być tak zrobione, aby w największe nawet śnieżyce nie została ona zamknięta nawiewanym śniegiem i tworzącymi się zaspami. Ze względu na śmieci, liście jesienne i gryzonie dobrze jest osłonić wlot dodatkowo siatką. Głębokość ułożenia jej pod chudziakiem dla wentylacji znaczenia nie ma. Wielu budujących wylicza, jakie straty ciepła i ile ich powstaje, gdy jest tuż pod parkietem. Przy intensywnym paleniu to naprawdę zimna rura. Przeciętnie stosowana warstwa ocieplenia podpodłogowego eliminuje jednak jej wpływ na temperaturę podłogi. Był kiedyś taki temat, cos w rodzaju „ Aby nie budzić głębszych uczuć – jaką macie średnicę rury pod kominek?” Padały odpowiedzi od 2cm do 2m!!! (oczywiste pomyłki , literówki) Do łez rozbawił mnie komentarz jednego z forumowiczów, że jedna z podanych średnic budzi litość a druga – przerażenie! A powinno być 110 do 160! Milimetrów! (tak napisał). Dobrze jest też zastanowić się nad postawieniem gdzieś na ścianie w pomieszczeniu z paleniskiem stałopalnym czujnika „cichego zabójcy” – czadu! (na wysokości oczu). Alarmy dziś budują już wszyscy. Taki czujnik jest autonomiczny, bateryjny, ale można go też wpiąć do systemu alarmowego (z powiadomieniem). Opowiadania – a po co? MNIE się to nie zdarzy! – Statystycznie są „prawie prawdziwe”. Tylko co będzie, jak się kiedyś, jakoś załapiemy na ten procent „któremu się zdarzyło”? Albo łebki zostawione same w domu ”na chwilkę”, które wpadły na pomysł odpalenia kominka? Przesadzam? Może, ale… OTWARTY kominek WCALE z tej podpodłogowej rury nie korzysta!!! Bierze powietrze wprost z wnętrza! I o tym też trzeba wiedzieć i pamiętać! Taka jest fizyka procesu palenia ogniska! Dwa słowa o kratkach, które nawiewają zamiast wywiewać… Temat często tu drążony. Szczególnie popularny przy starcie sezonu grzewczego. Sam kilkukrotnie wraz z forumowiczami „tropiłem” przyczyny takiego stanu. Kluczem jest dokładne przeanalizowanie przypadku „zepsutej wentylacji grawitacyjnej” Jeżeli zostanie zbudowane bardzo szczelne pudełko, z którego pod sufitami pomieszczeń wyprowadzono kilka kanałów wentylacyjnych. Jeżeli jeszcze takie pudełko ktoś grzeje kominkiem czy piecem gazowym, to w przypadku nie zapewnienia odpowiedniej ilości powietrza dla tego paleniska metodą DEDYKOWANĄ (i wymaganą odpowiednimi przepisami). Jeżeli zostanie to rozwiązane metodą budzącą litość (wlot rzędu 2cm), to palenisko „samo zadba o swoje potrzeby”! Uwalnianie kilowatów mocy (moc pieca!, paleniska!) MUSI pożerać dziesiątki czy setki metrów sześciennych powietrza!!! Często takie gazowe piece są wieszane w łazienkach. Nagle okazuje się, że to pomieszczenie staje się LODOWNIĄ!!! I jak się tam obnażyć!!! Mrówy galopują tabunami po grzbiecie na samą myśl! WSZYSTKO się marszczy! No to… ZATYKA SIĘ TAM każdą szparę!!! Pozornie jest lepiej, bo można się jakoś umyć czy wykąpać, tylko nagle pieruńsko zaczyna pizgać chłodem z różnych kratek po pokojach! Rano z jednej, po południu z innej, czasem ze wszystkich naraz, a bywa i tak, że któraś nawet wywiewa. Są też kapryśne. Nawiewają lub wywiewają jak im się podoba! A do tego „spłakane” okna, bywa, ze za szafą jaką cosik mechatego na ścianie wyrasta… Potem lecą rady : roud’apem go czy domestosem lepiej?... W takim przypadku pomaga gromnica i myślenie! Sama wiara i modlitwa to za mało. Załączamy myślenie, zapalamy jaką gromnicę i pętamy się po domu stając w drzwiach pomieszczeń. Podnosimy i opuszczamy tę zapaloną gromnicę obserwując wychylanie się płomienia. Tropimy obieg powietrza we wnętrzach tym NAPRAWDĘ czułym wskaźnikiem. Patrzymy skąd się bierze nawiew, jak jest intensywny, a gdzie jest wywiew i jak bardzo mocny. Testujemy też kratki wentylacyjne przez zbliżenie do nich płomienia gromnicy. Zapalniczek jednorazowych nie polecam do tego eksperymentu, bo naprawdę przy jego prowadzeniu okazuje się, że są „jednorazowe”. Trzeba by ich mieć wiadro!!! Niewierni niech sprawdzą sami!!! O cudach wentylacyjno – kominowych słów parę… Czyli – przyducha! Czasem, bardzo bardzo rzadko zdarza się tak, że pomimo poprawnie zbudowanego systemu wentylacji czy komina dymowego, wnętrza zaczynają przypominać wędzarnię swym zapachem a z kratek wieje zamiast wywiewać! Dziwne! Nie powinno! Zwykle jest dobrze! Co się stało? Ano, objawiła się przyducha! W znakomitej większości forumowicze słyszeli o termicznych, atmosferycznych prądach wstępujących i zstępujących. To te, na których latają szybowce (i wiele ptaszysk ). Zdarzają się też turbulencje w atmosferze…. Taaa… Tyle, że o turbulencjach to są filmy w TV. Najczęściej z jakim samolotem i bohaterem… Domy nie latają… Ale czy nigdy nie widzieliście jak dymy z kominów ścielą się po trawnikach? Jeżeli obszar silnie zstępującego powietrza trafi nad nasz komin – to przy słabym ciągu spowoduje zadymienie wnętrz! I wtedy też nawiewa z wentylacyjnych kratek wywiewnych! Na całe szczęście nie są to zjawiska nagminne na danym terenie. Występują to tu to tam. Po prostu – czasem i nam „się trafi”. Co robić? Nie wiem. Przeczekać, a jak duszno, to okno otworzyć! Na takie zdarzenia wpływu nie mamy. To domena Matki Natury! Bywa jednak i tak, że sam komin został źle wybudowany i takie cuda stają się naszą codziennością! Na czym polega ten błąd jaki, popełniono? Zaniedbano dopilnowania stosownych norm! Za niski komin, lub komin w „złej” odległości od kalenicy powoduje, że przy wiatrach wiejących z jakiegoś szczególnego kierunku tworzą się nad dachem zawirowania powietrza. Czasem bardzo silne, zawsze zależne od tego jak mocno wieje. Może się tak zdarzyć, że te zawirowania nawiewają powietrze wprost w kanały wentylacji (gorzej - jak w dymowe!!!) i nie pozwalają na poprawną pracę tych ciągów. Może ten rysunek coś wyjaśni…. Nie mam daru do kreski… Ten problem jest znany od dawna . Są sposoby wyliczania dla każdego dachu gdzie powinien stać i jaki wysoki powinien być komin. To „chleb powszechny’ projektantów i konstruktorów. Ale, czasem taki błąd się trafia… A że się trafia, to warto wiedzieć o co chodzi… O wyższości jednej kratki nad drugą słów parę… Kilkukrotnie dywagowaliśmy nad miejscem, wysokością umieszczania kratki wentylacyjnej. Tajemnica zależności odległości kratki od sufitu czy podłogi kryje się w słowie „wadium” rozumianym tu nie jako kwota zastawna, tylko jako odpowiednik „mieszaniny piorunującej”. Tam, gdzie jako paliwo do kuchenek gazowych stosowany jest gaz ziemny, metan, tam kratki wentylacyjne przysuwa się do samego sufitu. To nie pozwala na powstanie „odwróconej wanny” wypełnionej mieszaniną gazu z nieszczelnej rury (czy zgasłego palnika, zalanego wodą z czajnika) i powietrza pod sufitem pomieszczenia – czyli wspomnianego wadium. Ta przestrzeń powinna mieć na tyle małą pojemność, aby zapalenie się w niej tej mieszaniny nie powodowało zniszczeń, wydmuchnięcia szyb czy urazów u mieszkańców. Metan jest gazem lekkim. Lżejszym od powietrza i gromadzi się pod sufitem. Należy tak te kratki osadzać, aby NIE MIAŁ GDZIE się gromadzić, a natychmiast ulatywał kanałem wentylacyjnym. Zupełnie odwrotnie jest, gdy używamy gazu propan-butan lub propanu. Te gazy są cięższe od powietrza i ulatując z rozszczelnionych instalacji „ścielą się” po podłodze. Wtedy kratka powinna być przy podłodze! Powinna prowadzić na zewnątrz „w dół” i nie mieć żadnego „syfonu” po drodze. Z tymi dylematami można spotkać się w kuchniach , ale i w kotłowniach I tu i tam używa się gazu. Może te dwa szkice coś rozjaśnią… Ciekawie zaczyna się robić, jak zamienimy kocioł gazowy z zamkniętą komorą na stałopalny. O ile rozumiem CO robi wtedy kratka w drzwiach (ścianie obok nich) – jest to nawiew powietrza do spalania, to kompletnie nie rozumiem przeznaczenia kratki pod sufitem! Wywiew? CZEGO? Ale to nagminnie spotykana konstrukcja! Jak mi wielokrotnie mówiono – WYMAGANA przez kominiarzy! Z wszelkich powyższych rozważań, myślę, że łatwo jest wydedukować jaka jest ta wentylacja naturalnie grawitacyjna. Zazwyczaj – kapryśna! Silnie zależy od „napędu”, którym jest źródło ciepła. Pojawia się w sezonie grzewczym i w szczególnie trudnych dla nas chwilach, gdy temperatury za oknem ekstremalnie nisko opadają, okazuje swą moc, doprowadzając i do kilkunastu wymian kubatury na godzinę!!! Drenuje nasze portfele, zaciera ośki liczników energii i znika na lato na antypodach (bo Oni tam mają zimę! ). Czy jednak jest aż tak zła? Nie wiem, ale jak są „lepsze” od niej – to może czuć się „gorsza”. Prosto ją się buduje, ale i zepsuć ją można prosto! Trudno na nią wpływać, regulować ją. Kilka kominów wentylacyjnych to cała „banda szybrów”, zwykle zarośniętych kurzem i WCALE nie regulowanych z chwili na chwilę, tylko zatykanych czym popadnie w ostre mrozy. Kominy tej wentylacji są ulubionym miejscem przebywania lokalnych ptaszysk. Ciepło im tam… Na łeb się nie leje i jest gdzie wyrzucić to, czego się nie dogryzło, a znalazło na pobliskim śmietniku… Bywa, ze jakiś niedowarzony ptasi młokos sobie gniazdo w takim kanale chce zakładać… Tylko ze trzy razy dziobem w tę kratkę plastikową walnąć – i już można zacząć budowanie… Kilka razy sam, osobiście, z komina wentylacyjnego wywaliłem kilka wiader gruzu, gnatów ogryzionych, gałązek i … guana! Instaluję alarmy i kamery całe lata i bywa, ze i ja chcę z takiego kanału skorzystać…żeby sobie jaki kabelek przepuścić….z „A” do „B”… Może są i tacy, co raz do roku czyszczą wszystkie kanały, ale ja – nie spotkałem! Nie spotkałem też takich, coby je szorowali!!! A to podstawowy argument w wielu dyskusjach o kanałach wentylacji mechanicznej!!! Podsumowując tę część rozważań… Atrybutem nieodłącznym wentylacji naturalnej jest piec we wnętrzu. Zastąpienie go jakimkolwiek innym sposobem ogrzewania wymusza budowę dedykowanych kanałów wentylacyjnych. Zazwyczaj działa za słabo lub za mocno, a czasem wogóle nie działa! Ma kontrolować wilgotność względną, mieszaninę piorunującą mogącą powstać tu czy tam, dostarczać tlenu do palenisk… Ma dużo obowiązków… Ale…. Ma tę zaletę, że tak jak piec stałopalny – pracuje bez prądu!!! I właśnie ten fakt powoduje, ze jest do niego przypisana jak chłop pańszczyźniany do ziemi!!! Przepisy stanowią, że nie ma pieca stałopalnego bez wentylacji grawitacyjnej/naturalnej! Dlatego też wiele kotłowni ma uszczelkowe drzwi. Stanowią pomieszczenie wentylowane indywidualnie. Inaczej, jak reszta domu. O wentylacji naturalnej – było. O wentylacji grawitacyjnej – było. O kominku – było. O psuciu wentylacji i jej naprawianiu wiertarką – było. O wyższości kratki jednej nad drugą – było. To nadszedł czas na wentylacje wymuszone… Wymuszanie kojarzy się tak jakoś negatywnie, niemiło… Ale w tym wypadku chodzi o podejście bardziej fizykalne. O zamierzone powodowanie ruchu powietrza generowaniem kontrolowanej różnicy ciśnień na wlocie i wylocie kanału wentylacyjnego przez zastosowanie wentylatora. Urządzenia specjalnie zaprojektowanego i wykonanego do tego zadania. To on zmusza powietrze do przemieszczania się z miejsca na miejsce – ale nie „za darmo”! Trzeba go „karmić” energią elektryczną aby to wykonywał. 1m3 powietrza ma masę około 1kg. Powietrze, będące płynem (Nie cieczą!!! Nie mylić!!) podlega „prawu przepływów”. Ma też lepkość, co znaczy, ze klei się do ścianek kanałów, którymi jest przepychane z miejsca na miejsce. O tych właściwościach musimy pamiętać tworząc systemy jego przesyłania, które łatwe nie jest, jak pokazało wielokrotnie doświadczenie. W obecnie budowanych domach stosowane są bardzo dobre materiały i technologie. ZA DOBRE wręcz! Okna są szczelne, wielokomorowe, często z uszczelką wielokrotną. Drzwi wejściowe - tak samo. O ścianach chyba wspominać nie trzeba. Na tyle mało „oddychają” że w procesie wentylowania wnętrz udziału nie wezmą… Ba! Nawet z parą wodną sobie nie poradzą same, bo dodatkowo opatulane styropianem, który nie toleruje wody, wkładu w proces nie wnoszą! Terrivy, monolity, filigrany, płyty kanałowe itp. rozwiązania uszczelniają dom od góry. Powstaje więc wcześniej już rysowane termoizolowane pudełko! Tępi się zaciekle każdą możliwość pojawienia się stróżki powietrza przedostającej się z zewnątrz, nie bacząc na fakt, że JEST I BYŁA ona istotą wentylacji naturalnej/grawitacyjnej. Wynika z tego – że zajadle tępi się ten system wentylacji! Ponieważ jednak wentylacja miejsc stałego przebywania ludzi JEST KONIECZNA (co było już tu omawiane) i bezdyskusyjna, to pozostaje jako jedyne rozwiązanie zebranie tych potrzebnych drobnych stróżek nawiewanych w jedną, dużą, i kontrolowane wprowadzenie jej do wnętrz. Ta dziura w ścianie, którą się to wykonuje, to CZERPNIA naścienna (lub dachowa, bo bywa). Przez nią POBIERAMY 100% potrzebnego do wentylacji powietrza. Specjalizowaną do przesyłania powietrza rurą (kanałem, lutnią) doprowadzamy tę strugę do napędu całego systemu – obudowanego wentylatora. To on (jak wspominałem) karmiony prądem wymusza ruch strugi wewnątrz kanałów. Za tym wentylatorem kanały rozdziela się (bo tak jest lepiej) i podzielone stróżki rozprowadza się we WŁAŚCIWE miejsca bryły domu. Tam się je „uwalnia” zabudowując na końcówce kanału anemostat – taką „kratkę”, często o regulowanym polu przekroju szczeliny wylotowej. „Uwolnione powietrze” rozpływa się po zakamarkach wnętrz i stale miesza z tym, które już tam wcześniej było. Uśrednia się w tym procesie temperatura i wilgotność wnętrz. NIE ZAWSZE jest to „sumowanie wprost”. Niech nas nie mylą wskazania termometru! Stale we wnętrzach zachodzi bowiem proces przemiany wody w parę, parowanie, a to właśnie ten proces pochłania kolosalne ilości energii! W efekcie rośnie wilgotność względna powietrza we wnętrzach – i rośnie problem, z którym się tu borykamy! We WŁAŚCIWIE dobranych miejscach bryły domu zabudowujemy wiec wiele kolejnych anemostatów, które kanałami łączymy w system wywiewny. Wąskie rury zbiegają się w coraz grubsze (no, tak być powinno!), do momentu aż połączą się wszystkie. Tę zbiorczą i najgrubszą rurę doprowadzamy do następnego wentylatora i nim kierujemy tak zebraną strugę wywiewu do drugiej , dużej dziury w bryle domu – WYRZUTNI (ściennej czy dachowej). Zasadniczo – proste, logiczne, wykonalne… tańsze… Zamiana masywnych i NIC TU nie dających, kosztownych w budowie i kłopotliwych w utrzymaniu, kominów wentylacyjnych na lekkie (często aluminiowe) trwałe i tanie kanały powinna świadczyć raczej na korzyść TEGO rozwiązania! I technicznie i cenowo! Tak nie jest! Czemu? Nie wiem! Atawizm? Może, po prostu, nie wszyscy od tej samej małpy pochodzimy…. Tak zbudowany system wentylacyjny MOŻNA I TRZEBA wyposażyć w możliwość regulowania prędkości obrotowej wentylatorów. Ten zabieg pozwala na sterowanie wydajnością systemu. Na kontrolowanie ILOŚCI powietrza przepływającego naszymi kanałami na godzinę, na dzień, tydzień, miesiąc, rok…. No, stale! A ponieważ z samej istoty tego rozwiązania wynika, ze JEST takie miejsce, gdzie przepływa CAŁE nawiewane powietrze i JEST inne miejsce, gdzie przepływa CAŁE wywiewane – to MOŻNA w tych punktach instalacji założyć FILTRY POWIETRZA! Uzyskujemy nową jakość! Filtrowane z kurzu, co większych pyłków i alergenów, much i liści powietrze, którym napełniamy wnętrza! Balsam na rany! „Stary” system wentylacji tego nie oferował! Komfort rośnie! Opisany powyżej system, to system wentylacji wymuszonej nawiewno – wywiewnej, ZRÓWNOWAŻONEJ. Zdarza się jednak, że budowane są systemy „niepełne”. Choćby w trakcie termomodernizacji co starszych budynków. Czasem też z przyczyn niejasnych, nieodgadnionych. Tylko nawiewne. Tylko wywiewne. Zazwyczaj oferują one spodziewany, oczekiwany ruch powietrza oraz efekty uboczne. System nawiewny jest systemem nadciśnieniowym. Powoduje, że w szczelnym domu wytwarzane jest subtelne nadciśnienie względem zewnętrza, a to z kolei generuje efekt „wypychania” z wnętrz nadmiarów powietrza każdą istniejącą szczelinką. Nie tylko istniejącymi kanałami „starej” wentylacji grawitacyjnej. Bywa, że wtłacza się w ten sposób wilgotne powietrze jakimiś szczelinkami z wnętrz w warstwy świeżo dołożonego ocieplenia. Tam styka się ono z zimnymi fragmentami ścian, kolejnymi coraz zimniejszymi warstwami ocieplenia, i wykrapla się z niego unoszona wilgoć, bo przekroczony zostaje „punkt rosy”. Nieszczęście gotowe, bo proces ten jest CIĄGŁY z założenia! Wata mineralna (Wiem! Sprzedawcy mówią na „to” wełna ) „naciąga” wodą i wszystkie jej cudowne parametry „padają na pysk”! Jak jest styropian, to sytuacja jest podobna. Co prawda, styropian wody „nie bierze, ale mury – tak! Te mury biorą wodę w obu opisanych sytuacjach! W tajemniczych okolicznościach znikają z naszego konta pieniądze, powstaje, trwa i zanika bałagan w domu i wokół niego a oszczędności się NIE POJAWIAJĄ!!! A konkretniej – pojawiają na chwilkę i trwale znikają jak sen jaki złoty! Bywa, że jest GORZEJ! STRATY w porównaniu z okresami poprzednimi zaczynają się pojawiać!!! Czysta rozpacz! A miało być tak pięknie… A mówili „że tak się teraz, panie, robi!” A jak się już kompletnie źle złoży, to uchylenie tego bagna naściennego przykrytego jakim sajdingiem uwalnia niezapomniane aromaty i całe kolonie grzybów! Pewny zawał! Co więc robić, aby do takiej sytuacji nie doszło, jak już mamy tę TYLKO NAWIEWNĄ wentylację? MUSIMY zadbać o jak najpełniejszą hermetyzację ścian! Powinny zachowywać się dla pary wodnej jak gumowe, szklane czy blaszane! Nie puścić ANI GRAMA! PEŁNA PAROIZOLACJA OD WEWNĄTRZ! Jak? Jest wiele sposobów! Jaka chałupa – taki sposób! Ale „oddychające ściany” w takim domu to katastrofa! Po godzinie obserwacji - skutków tego procesu się nie zauważy. Wychodzą po kilku sezonach. Już starożytni mawiali, że żarna Zeusa wolno mielą… To CO? NIE ROBIĆ?!!! Jak trzeba, bo się nie da inaczej – to robić! WENTYLACJA BYĆ MUSI! Robić „z głową”. WIEDZIEĆ co się robi…. I …myśleć! To nie boli! A CO WOLNO, jak się ma już TAKI system? Generalnie – WSZYSTKO! Można filtrować nawiewane powietrze – bo jest jak! Można mieć kominek – bo system jest nadciśnieniowy i pozwala na palenisko stałopalne. Można mieć kuchenkę gazową – z powodów jak wyżej… TU przepisy i normy nie zabraniają… Dla odmiany, system tylko wywiewny, bezsprzecznie łatwiejszy technicznie do zbudowania przez proste umieszczenie w „starych kanałach” wentylacyjnych jakichś wentylatorów, jest systemem podciśnieniowym! Jego uruchomienie powoduje, że w szczelnym domu wytwarzane jest subtelne podciśnienie względem zewnętrza, a to z kolei generuje efekt „zasysania” z zewnątrz niedoborów powietrza KAŻDĄ istniejącą szczelinką! Raczej dosusza niż nawadnia wszelkie termoizolacje nałożone na ściany, ale… Nie pozwala na filtrację powietrza nawiewanego. Zaciąga stale wszelki pył, co obrazują brudne smugi przy oknach i wszelkich szczelinkach. Eliminuje z naszego domu takie pomysły jak kominek czy gazowa kuchenka. Eliminuje WSZELKIE urządzenia korzystające z powietrza wnętrz i uwalniające efekty swego działania (spaliny), które zwykle usuwa się grawitacyjnie. Skazuje nas na prąd lub ciepło centralne (miejskie). Zaleta? Wada? Jak zwykle! Jak- gdzie i jak – kiedy! Nie ma reguły! Nie ma dwóch takich samych domów! Są tylko podobne! ROBIĆ CZY NIE? Jak wyżej! Było! MYŚLEĆ! Zanim zakopiemy się w głębokich rozważaniach nad wentylacyjną „kanałologią” warto chyba zastanowić się nad jeszcze jednym aspektem tego przedsięwzięcia, jakim jest tworzenie komfortu klimatycznego wnętrz… Czym więc jest ten „komfort klimatyczny”? Bo, że jest to to, do czego zmierzamy, co jest nam potrzebne – to już ustaliliśmy! To znaczy – CO to jest? Czy my jeszcze pamiętamy dokąd idziemy? A przecież akurat ON (ten komfort) jest celem głównym WSZYSTKICH budujących i to niezależnie od technologii, czasu trwania budowy, jej lokalizacji, rodzaju przyjętych rozwiązań technicznych czy technologicznych, sposobu grzania, wentylowania, chłodzenia…. Proponuję tu eksperyment! Spróbujcie przy pomocy dowolnej wyszukiwarki znaleźć w sieci jego definicję!!! I co? NIE MA?!!! A co jest? A jest naprawdę bardzo wielu oferujących go! Oczywiście – za WASZE pieniążki! W wielu bardzo przekonujących słowach opowiadają JAK Wam go zapewnią!!! Spróbujmy więc może sobie sami taką definicję podać…. Tyle różnych rzeczy człowiek "tymi ręcami" już stworzył... Ja też coś zaproponuję… Istnieje w obiegu określenie „warunki normalne”. To takie warunki, jakie znamy wszyscy i w których najlepiej egzystujemy. W przełożeniu na parametry fizyczne to określenie definiuje miejsce, gdzie jest 20stC i ciśnienie 1 atmosfery. Czyli 20stC „na poziomie morza”. Wcale nie trudne do pojęcia! Jak wzbogacimy to określenie o wilgotność względną około 50% - to otrzymamy „komfort klimatyczny”. No, prawie otrzymamy, bo co poniektóry upierdliwiec jeszcze będzie się czepiał stopnia zapylenia czy składu jonowego…. I trochę miałby rację… Czyli: Jeżeli stworzymy takie miejsce, w którym będzie około 20stC, niski poziom zapylenia, wilgotność względna będzie około 50% i skład jonowy powietrza będzie zbliżony do tego na łące czy w pobliskim lasku – to stworzymy miejsce w którym WYRAŹNIE odczujemy KOMFORT KLIMATYCZNY. Bo ten komfort to odczucie! To jest to, co MY odczuwamy. A że ludziska różne som, to jednym trzeba 18 stC a innym 23. Różnice subtelne. Wentylacja, ogrzewanie czy chłodzenie i filtrowanie powietrza zrobione poprawnie, mogą takie warunki we wnętrzach domów utrzymywać. A jeszcze jakby tak nie kosztowało to bajońskich sum i w budowie i bieżącej eksploatacji… O hodowli grzybów i mikrym życiu słów parę…. Wcale nie tak dawno, bo około 100 lat temu, najtęższe autorytety nauki uważały, że pchły (na przykład) lęgną się masowo, jak kto nasika w kupę trocin! Różne ( z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy) bzdury powszechnie uważane były za pewniki! Dopiero wtedy, gdy wspaniały człowiek i tęgi umysł – Ludwik Pasteur zabrał się za ten problem, wiedza PRAWDZIWA, potwierdzalna praktyką, zaczęła dominować w tej dziedzinie. W toku swych badań wykazał on, że tylko od spełnienia kilku warunków zależy, czy niewidoczne gołym okiem zarodniki wszelakiego rodzaju porzucą niegroźną dla człowieka formę przetrwalnikową i zaczną się bujnie rozmnażać, staną się przez to WIDOCZNE, a ich produkty przemiany materii odczuwalne – szkodliwie i przykro, lub pożytecznie… Za przykład niech mi tu posłuży wypraktykowany przez Króla Jagiełłę (tak gadają ) wynalazek – 1410. Jak do kilograma cukru (pożywka) i czterech litrów wody (środowisko) dodamy 10 dkg drożdży (zarodniki tego mikrego życia) a całość ustawi się przy piecu (temperatura) to efekty bywają miłe… A że wszystko, co miłe to zwykle reglamentowane, to wykonywanie tego eksperymentu w ilościach hurtowych prowadzi zwykle do ciasnego pomieszczenia z przypadkowo dobranym towarzystwem… Ale to, to już polityka…. Szczególnie alergików wszelakiego rodzaju wcale nie trzeba przekonywać, że stale żyjemy w swoistym bioaerozolu składającym się z zarodników, pyłków, bakterii i wirusów… Wyczuwają je, nawet jak ich nie widać! A więc zarodniki, przetrwalniki wszelakiej maści – są! Są wszędzie! Nie wszystkie od razu muszą być „mordercze”. Tych jest zwykle mniej, niż „obojętnych”, ale także są! Sama ich obecność groźna nie jest. Zaczyna być niedobrze, jak trafią w ten wąski wycinek warunków, które dla nich stanowią „komfort klimatyczny”. A co one lubią? Zazwyczaj lubią ciepło i wilgoć! Temperatury rzędu 30stC i naprawdę sporą wilgotność 80% i więcej. Pożywka? Zawsze się jakaś znajdzie! Ściślej mówiąc- zawsze znajdą się takie mikroby, które lubią to, co jest, w 30 stC i sporej wilgotności! A ponieważ budujemy SOBIE dom, w którym będziemy stale utrzymywali temperaturę „uważaną” przez te mikroby za już „znośną”, to zadbajmy o to, aby wilgotność w nim stale była znacznie poza zakresem tego, co pozwala na ich przebudzenie i rozwój! Poruszona problematyka to temat-rzeka! O wentylacji głównie tu być powinno, o tym jak , ale też dlaczego! Dlatego taka dygresja! Załączam tu tabelkę zależności termiczno – wilgotnościowych które prowadzą do przekroczenia punktu rosy, wykraplania wody na zimnych powierzchniach i wprost do tworzenia dobrych warunków dla tych naszych ”sublokatorów”. Warto jej się przyjrzeć. Chyba już czas na to, „co tygrysy lubią najbardziej”! – Sprzęt. Są miejsca, gdzie systemy wentylacji mechanicznej budowane były „od zawsze” i to niezależnie od kosztu budowy. Powodem ich budowy były zazwyczaj „cele wyższe”, lub uwarunkowania techniczne. Czasem inaczej po prostu nie dało się zapewnić odpowiedniej ilości powietrza do oddychania. Gdzie? Instalacje przemysłowe, wojskowe, banki, hipermarkety, hale sportowe, kina, ale również kopalnie, lakiernie… Jest wiele podobnych miejsc. Zebrało się z biegiem czasu bardzo wiele różnorodnych doświadczeń z pracy tych stale udoskonalanych systemów. Zauważono, ze wcale nie każdy wentylator, który działa bardzo poprawnie w jednych warunkach, może też działać skutecznie w innych. Np. przepychać powietrze rurą… W instalacji systemu wentylacyjnego pracującej w domu mieszkalnym równie ważna jak skuteczność, wydajność wentylatora, jest jego cicha, niezawodna i energooszczędna praca. Bardzo istotna jest też możliwość regulacji jego wydajności, zwykle realizowana poprzez zmianę prędkości obrotowej Tak postawione wymogi eliminują z kręgu naszego zainteresowania bardzo wiele istniejących na rynku konstrukcji. Konstrukcje osiowe, typowe wiatraki, ze strugą przesuwaną wzdłuż osi, nie najlepiej „radzą” sobie z przesuwaniem powietrza systemem kanałów. Konstrukcje promieniowe, odśrodkowe, turbiny czy cyklony to „umieją”. Ale nie tylko sam kształt wirnika wentylatora decyduje o jego przydatności do domowego systemu. Równie ważna jest jednostka napędowa, silnik. Proste i tanie są silniki prądu zmiennego. Jednak próby regulacji ich prędkości obrotowej powodują znaczne, zazwyczaj, zwiększenie hałasu ich pracy i to dokładnie w „komarzych” częstotliwościach. Stłumienie tego brzęczenia nie jest proste i wymusza stosowanie specjalizowanych, dodatkowych elementów w systemie kanałów. Wiele zastrzeżeń można mieć też do ich trwałości, z powodu stosowania w nich szczotek, które wycierają się po jakimś czasie. Dla systemów domowych – mniej przydatne. Lepsze więc, ale też i droższe są elektronicznie komutowane silniki prądu stałego. Jest wiele takich konstrukcji. Różnią się maksymalna prędkością obrotową, mocą, sposobem regulacji prędkości, trwałością i… ceną! Wychodzi więc z tego rozważania, ze należałoby „zatrudnić” w instalacji domowej cyklon, turbinę napędzaną stałoprądowym silnikiem elektronicznie komutowanym, z możliwością regulacji prędkości obrotowej jak najprostszą metodą. Coś „w tym rodzaju”: Aby jednak zadziałał należycie, to musi być uzupełniony o „pierścień wlotowy” (inletring) osadzany w przegrodzie jego obudowy. Taki pierścień widoczny jest tu: Jego zadaniem jest kierowanie strugi powietrza do wlotu wentylatora. Powietrze opuszcza wirnik odrzucone odśrodkowo wzdłuż jego promienia. Taki (lub bardzo podobny) wentylator należy wstawić do pudełka o gabarytach najczęściej narzucanych przez wytwórcę. Można do dowolnego, ale wtedy wydajność takiego wentylatora może się zmniejszyć. Czasem znacznie! A skoro jest to miejsce, gdzie przepływa cała struga powietrza, to wygodnie jest umieścić w tym właśnie pudełku przegrodę, w niej pierścień wlotowy, a przed nią filtr z tkaniny filtracyjnej (polecana EU3). Takich pudełek powinno być dwa, bo mamy dwa systemy kanałów. Nawiewne i wywiewne. Albo jedno podwójne pudełko… Coś „takiego” na przykład… Jest wiele różnych możliwości realizacji tej części instalacji. Dla mnie wygodna była akurat taka… No, to napęd już jest! Rozwiewanie wątpliwości wątku nie zaśmieci. Po to on jest! Jednak nie na wszystkie pytania MOŻNA tu dać odpowiedź. Co jest lepsze w sensie sposobu rozwiązania problemu? - to tak! Zadecyduj za mnie - robić czy nie robić? - Już nie! Budowa domu to spore wyzwanie. Także finansowo logistyczne. Trudno zdalnie, nie znając kompletu uwarunkowań, jednoznacznie pchać kogoś w jedną szczególną "uliczkę" zachwalając jej urok i zalety. Takie postępowanie może nie być optymalne i bardzo się tego wystrzegam. Każdy musi zadecydować sam! Chętnie dostarczę potrzebnych a brakujących informacji jeżeli je posiadam. Na forum - nie za darmo! Liczę na wzajemność! I ja czasem czegoś nie wiem, a bywa, że napotkany problem rozwiązać muszę! Pisząc "Ja Humanista. " w pewnym dość odległym sensie domagasz się zrozumienia dla popełnianych błędów. Nie Ty jeden! Bardzo wiele osób TEN błąd popełnia! Ale... DOM masz zbudować! Miejsce, gdzie w komforcie klimatycznym i otoczony wygodami, jakie tylko będziesz w stanie zapewnić sobie i rodzinie spędzisz sporo czasu. Sporo "tych ważnych chwil, których jeszcze nie znamy". Albo bardzo szybko się "utechnicznisz" w czym chętnie tu wiele osób pomaga (z wzajemnością), zaoszczędzisz sporo pieniędzy tak potrzebnych przy budowie, i osiągniesz zakładane cele, albo... zapłać bardzo dobrze wybranemu specjaliście, żeby to za Ciebie zrobił (kierbud, inspektor nadzoru inwestorskiego). [zapłać bardzo dobrze wybranemu.../ zapłać- bardzo dobrze wybranemu.../ zapłać bardzo dobrze - wybranemu...] Koszt wentylacji to zawsze koszt materiałów i pracy (także intelektualnej - projektu). Łączny koszt dla domu rzędu 500m3, jak wynika z moich doświadczeń i obserwacji, to suma zbliżona do 10 tysięcy złotych. Raczej mniejsza niż większa. Koszt kominów, ich obróbek, WSZYSTKICH otwieranych okien (bo część może być przecież fix), bywa porównywalny! Ile z tego, co nie jest materiałem, zostanie w Twojej kieszeni, zależy od Twojego wkłady pracy! Tego, jak bardzo podrążyłeś problem i co chcesz wziąć na swój grzbiet! W efekcie - sprawa jest płynna! Do wentylacji mechanicznej, zrównoważonej, rekuperator dołożyć można ZAWSZE, jak zostawisz na niego miejsce na ścianie... Tak samo jak GWC. Technicznie - ma sens! Ekonomicznie - już nie zawsze! GWC ma sens i techniczny i , najczęściej, ekonomiczny. I podobnie jest z każdym innym kawałkiem tego, co budujesz! Od fundamentów po dach i wyposażenie. Wentylacja mechaniczna jest bezsprzecznie doskonalsza od grawitacyjnej. Oferuje wiele wygód. Jest całoroczna (grawitacyjna jest sezonowa). Jest sterowalna w pełni. Pozwala na filtrowanie powietrza, którym oddychasz! Zapewnia duży komfort i wcale dużo nie musi kosztować jej bieg nieustanny. (około 20zł/miesięcznie) jak dobrze zrobiona! To, że zawsze jest głośna - to mit, który szerzą ci, którzy jej nie maja! Zrób rachunek sumienia, zajrzyj w kieszeń, zastanów się czy i co mógłbyś/chciałbyś zrobić sam - i zdecyduj! Kanały, lutnie, rury, anemostaty…. Nawiew i wywiew powinniśmy poprowadzić we właściwe miejsca. Skąd – to wiadomo! Od napędu, którym jest wentylator, centrala wentylacyjna, centrala wentylacyjno rekuperacyjna czy co tam sobie wymyślimy! A dokąd jest właściwie? Nawiew do pomieszczeń uważanych za „suche i czyste” czyli salonu, sypialni, gabinetu, bawialni, biblioteki/czytelni, buduaru czy podobnych miejsc. Wywiew powinniśmy instalować w pomieszczeniach „mokrych i brudnych”. To określenie umowne, wcale nie zakładające bałaganu czy braku higieny! To łazienki, sauny, WC, kuchnie, garderoby, spiżarnie, pralnie, suszarnie i podobne… Są także pomieszczenia „specjalne”. Wiatrołap/wejście garaż ogrzewany, gabinet palacza-fajczarza… Tam wskazany jest i nawiew i wywiew. Nawiewane stale powietrze powinno przepływać szparą pod drzwiami (1,5cm nad podłogą wystarcza), szparami w futrynie lub otworem drzwiowym drzwi pozostawionych jako zwykle otwarte „spychając” w kierunku pomieszczeń z wywiewami wszelkie zapachy czy chmurki pary oraz „wyoddychane” powietrze (nazywane kiedyś zepsutem). Stojąc w pomieszczeniu o znanym przyszłym przeznaczeniu wybieramy miejsce na nawiewnik/wywiewnik. Wydaje się dość naturalne, że można go zaplanować w suficie nad oknem lub w jego okolicy. Zwykle okno jest dość daleko od drzwi i nie jest zastawiane żadnym meblem czy meblościanką. Można tez w rogu pomieszczenia, najdalszym od drzwi/przejścia do reszty domu. Taka lokalizacja pozwala na skuteczne wymieszanie się tej strugi która wpływa z powietrzem w pomieszczeniu, lub pobieranie wymieszanego, uśrednionego powietrza z pomieszczenia, zapewniając względnie stabilny poziom jego wilgotności przy dobrze doregulowanej wydajności systemu. Umieszczając anemostat, dobrze jest odsunąć go od najbliższej ściany (jak w narożniku to od obu ścian) „na wyciągnięte ramię”(60 do 70cm). Nigdy nie będziemy pewni, jaki będzie wystrój tego pomieszczenia za, na przykład, 15 lat. Byłoby średnio śmiesznie jakby nam kiedy w jakiej szafie „wypadł”. Jak jednocześnie uwzględnimy miejsce montażu oświetlenia i usuniemy potencjalną kolizję pomiędzy lampami i anemostatami – to powinno być DOBRZE. A jak czasem są skosy i czasem nie ma „dobrego” miejsca? – To wybieramy najlepsze, jakie się nam uda znaleźć, pamiętając o podanych zasadach. Bywa, że anemostat wypada nam na ścianie i też jest to poprawne! Jakimi kanałami najlepiej jest budować te instalację? SZCZELNYMI! O pełną i ciśnieniową hermetyzację starać się nie musimy! Jest wiele „szkół” w tej dziedzinie. Firmy prześcigają się w zachwalaniu własnych i podgryzaniu konkurencji punktując wady ich rur! Częste ale i przykre. Każdy, kto zdecydował się na budowę takiego systemu sam sobie dobierze to, co uzna za najlepszy kompromis pomiędzy jakością, ceną, pracochłonnością montażu i efektem uzyskanym. Kilka moich własnych obserwacji zamieszczę, bo może komuś pomogą w podjęciu decyzji. Uważam, że zupełnie wystarczy, jak kanały będą tanie, solidne, łatwe w montażu i trwałe. Kanały piętra zwykle układam nad sufitem piętra podczepiając je do konstrukcji przyszłego stropu. Zostawiam spore naddatki, które są odcinane na etapie ostatecznego zamykania stropu i po ewentualnym skorygowaniu ich położenia z powodu lamp, szkieletu stropu czy innych wcześniej nie przewidzianych powodów. Tu układam elastyczne aluminiowe spirofleksy zawinięte często w 5cm warstwę wełny mineralnej, którą mocuję do nich owijając ją folią stretch. Ten zabieg pozwala na wykonanie bardzo skutecznej warstwy termoizolacji. Folia nie pozwala na migrację powietrza z tej wełny a wełna dodatkowo chroni rurę przed przypadkowym uszkodzeniem w trakcie różnych prac. Przygotowuję te rury na podłodze i łączę dość spore fragmenty, które wciągnięte ponad strop układam we właściwych miejscach. Takie rury maja ściankę od 0,7 do 1,2 mm w zależności od średnicy i przy przeciętnie starannym obchodzeniu się z nią nie ulega przypadkowym uszkodzeniom. Ja nie stosuję średnic mniejszych jak fi 100 , nawet jak z obliczeń wynika, że są o wiele za duże. Powietrze jest lepkie, o czym często się zapomina! Rura fi 100 dla bardzo nikłych wydatków ma pomijalny opór i może być dość długa bez widocznego wpływu na podział strugi, co często jest korzystne ze względów montażowych. No, i pasuje do większości anemostatów! Koszt takich rur jest niższy w porównaniu z rurami „gotowymi” i mechanicznie są one zdecydowanie solidniejsze. Mnie wychodzi to jakoś tak: Inne łatwo znaleźć w sieci czy obejrzeć w markecie. Mają różne nazwy. Termoflex, Sonodukt, Termodukt i podobne. Są z otuliną i bez. Ułożone nad stropem , przed zamknięciem go i ociepleniem wyglądają jakoś tak: Po ułożeniu takich kanałów trzeba jeszcze często rozłożyć instalację elektryczną, zamknąć sufit, ocieplić go… Z 15 razy te kanały bywają potrącane jak pęczek rzodkiewki… Wiele co słabszych mechanicznie - tego nie wytrzymuje i konieczne są poprawki, a to strata czasu i nerwów. Jedna ekipa zaczyna skakać od oczu drugiej a inwestor szuka bata na wszystkich… Nikt nie dotykał a wyglądają jakby się stado bawołów się po nich przespacerowało… Wszystkim się może to zdarzyć – więc uczulam na problem, z którym nie raz się spotkałem. Dobrze jest, jak inwestor ma fotodokumentację z różnych etapów prac. Wtedy łatwiej jest znaleźć „bawoła”… Kanały wentylacji parteru bardzo łatwo i wygodnie jest ułożyć jako płaskie kanały w warstwie ocieplenia podłogi – zwykle 5cm styropianu. Mogą być plastikowe lub metalowe. I jedne i drugie da się kształtować i prowadzić dowolnie. Z pionu wentylacyjnego rozchodzą się do przepustów sufitowych widocznych na parterze jako puszki rozprężne anemostatów sufitowych. Po rozłożeniu styropianu i folii układa się na nich płytę ogrzewania podłogowego. Te kanały nie wymagają ocieplenia, bo spoczywają w stropie, który ma identyczną temperaturę jak wnętrza. Tam żadne przemiany termiczne nie zachodzą i nie będą miały na to szans! Efekt może wyglądać podobnie jak tu: Lub tak: Można też prowadzić kanały w zamkniętych skosach piętra, za ściana kolankową, przy niej, lub podwieszać pod stropem – przy sufitach podwieszanych. Można układać jako kanały sztywne, także o przekroju kwadratowym/prostokątnym. Zwykle da się znaleźć takie trasy, żeby się je nie tylko dało poprowadzić, ale też zabudować, żeby swą urodą nie kolidowały z wystrojem wnętrza. Sposoby łączenia kanałów, dzielenia strugi nawiewu, zbierania strugi wywiewu… Czegokolwiek bym tu nie napisał, to i tak się znajdzie ktoś, kto uzna, ze można lepiej! Moje porady nie powinny więc być traktowane jako jedynie słuszne, ale bardziej jako jeden z wielu poprawnych sposobów rozwiązania problemu. Założenia, jakie przyjmuję w konstruowaniu systemu są następujące: System powinien pracować bezgłośnie. Powinien zapewniać, załączony na maksimum wydajności, około jedną wymianę kubatury na godzinę. Powinien pracować tak samo stabilnie w całym zakresie nastaw wydajności. Bezdźwięczna praca systemu wentylacji zależy i od doboru wentylatorów i konstrukcji samego systemu kanałów. Dźwięki generowane przez kanały budzą się wtedy, gdy prędkości strugi przekraczają 5m/sek. Pojawiają się wyraźnie słyszalne szumy i świsty. Aby uniknąć tego efektu, należy tak dobrać średnicę rury głównej, aby warunek największej prędkości strugi < 5m/sek. był zachowany dla wymiany 1 kubatury/godz. Kubaturę znamy! Resztę da się policzyć. Załóżmy, że mamy dom o kubaturze około 500m3. Gdybyśmy przyjęli średnicę rury głównej odpowiednio: Rura fi 160 to 201cm2 co przy 5m/sek. daje przepływ 0,1m3/sek. lub 362m3/godzinę. Rura fi 200 to 314cm2 co przy 5m/sek. daje przepływ 0,16m3/sek. lub 565m3/godz. Rura fi 250 to 490cm2 co przy 5m/sek. daje przepływ 0,25m3/sek. lub 883m3/godz. Należałoby wtedy przyjąć główną rurę jako fi 200. Zazwyczaj, choć nie zawsze, budynek ma dwie kondygnacje wentylowane. Dzieląc tę rurę na dwie - trójnikiem redukcyjnym, otrzymamy dwie równoważne strugi, jeżeli kanały za trójnikiem maja porównywalne długości. Wynika to wprost z symetrii takiego schematu. Proponuję rozważenie podziału na 2 strugi w rurach fi 150. Wtedy suma pól przekroju tych rur po podziale wyniesie 353cm2 co jest wyraźnie większą wartością niż pole przekroju rury głównej = 314cm2. Wniosek jaki można przyjąć jest taki, że podział nie wprowadzi istotnych oporów przepływu, a prędkość strugi zmniejszy się, co z kolei wynika z prawa przepływów. Nad stropem piętra zazwyczaj jest na tyle dużo miejsca, że bez dokonywania większych „cudów” da się tę samą zasadę zachować przy kolejnych podziałach na kolejne strugi. Przyjmuję tu kolejny „typowymiar” = fi 125 a ostatni fi 100. W efekcie z jednej rury fi 200 „robi się” (może się zrobić) do 8 wywiewów fi 100, których łączne pole przekroju to około 628cm2, a to już dwukrotność pola przekroju rury głównej i dwukrotne zmniejszenie maksymalnej prędkości strugi!!! Ten zabieg prowadzi wprost do absolutnie bezgłośnej pracy systemu, który „normalnie” pracuje przecież z wydajnością równą od ź do 1/3 wartości maksymalnej. Rozwiązanie czysto „graficzne”. Bez liczenia, oporów, duktów głosowych I W PEŁNI WYKONALNE!!! Bazuje na symetrii geometrycznej, zapewniając pełne zrównoważenie parametrów w całym zakresie regulacji wydajności, co było jednym z warunków! Inną, równie dobrą metodą, jest zastosowanie skrzynek rozprężnych. Dzielimy strugę na dwie (pietra i parteru), opisaną powyżej metodą, a końce rur fi 150 wprowadzamy do skrzynek rozprężnych, z których wyprowadzamy odpowiednią ilość kanałów porównywalnej długości i średnicy (np fi 100 każdy) do poszczególnych anemostatów w pomieszczeniach. Można też zbudować instalację „liniową”. Zaczynamy prowadzenie strugi rurą dużej średnicy i po kilku odprowadzonych trójnikami cienkich kanałach stosujemy zwężkę dla utrzymania stałego w niej ciśnienia przy zmniejszonym już przepływie. Takie stopniowe zwężanie powinno wykonywać się po każdym odprowadzeniu bocznym. Poprawne wyliczenie stopnia zwężenia zajmuje trochę czasu i wcale nie musi spełniać warunku stałego podziału niezależnie od wydajności. Zbyt wiele tu parametrów do uwzględniania w obliczeniach i łatwo o pomyłkę. Komputer i tabele pomagają, ale projektanta nie zastąpią.. Takie systemy łatwo można zaobserwować np. w marketach. Wiszą sobie pod sufitem. Są także rozmaite systemy mieszane, gdzie w różnych odnogach stosowane są wszystkie pokazane zasady. Wszystko zależy od wyobraźni projektanta systemu i warunków lokalnych. Często bezwzględny nakaz postawienia tej instalacji „za bezcen” skutkuje kardynalnymi błędami wynikającymi z takiej „oszczędności” nakładów. Instalacje z kanałów sztywnych maja zalety i wady wynikające z samej „sztywności” materiału. Dobrze trzymają nadany kształt i wyglądają estetycznie. Dobrze tez przenoszą wszelkie dźwięki, czasem dodając własne , budzone rezonansem twardych ścian czy rezonansem słupa powietrza w nich. Świetnie, rezonansowo, wzmacniają dźwięki jakie generują wentylatory. Wymagają stosowania specjalizowanych tłumików dźwięku czy kompensatorów wydłużenia (wielkie systemy). Bardzo łatwo utrzymać ich szczelność i są bardzo wytrzymałe mechanicznie. Dla mnie - tyleż wad co zalet! Wad nawet więcej, jak się uwzględni trudności montażu i konieczność dorabiania potrzebnych niestandardowych elementów (łuków np.). Podczas budowania takiego systemu należy starać się nie zrobić błędu polegającego na stworzeniu kanału głosowego pomiędzy sąsiednimi pomieszczeniami wentylowanymi tą samą rurą. Kratki nie powinny być łączone „przez ścianę” ze sobą. „Akustyka systemu wentylacyjnego”…. Uwaga, wydaje mi się, z wszech miar słuszna…. Tyle tu było o „Welingtonach”, „komarach”, łomotach z rur, i o tym, że z taką wentylacją, to żyć się nie da, sąsiad głupi (bo ma) i teraz się nie wyśpi – a ja zawsze! Trzeba by chyba od podstaw zaczynać…. Dźwięk jest obserwowalnym objawem mechanicznych drgań ośrodka, w jakim się rozchodzą te drgania. Aby był zauważalny, to częstotliwość tych drgań musi mieścić się w „paśmie słyszalności” - to jest pomiędzy 20Hz a 20 000 Hz. A jakie my mamy ośrodki w systemie wentylacyjnym? No, kilka jest! Powietrze. – czyli to, co nas otacza. Metale (stal, aluminium, mosiądz). – czyli to, co otacza to nasze powietrze (rury, kanały, urządzenia) Beton, cegła – czyli cały budynek, w którym stoi czy wisi, no, jest ta wentylacja… Wszelkie drgania mogą być podłużne lub poprzeczne. Zwykle mówimy na nie – fale, bo zachodzą w czasie i wraz z nim rozchodzą się od punktu powstawania do nieskończoności. Nie jest chyba tajemnicą, że im twardszy, gęściejszy ośrodek – tym szybciej i z mniejszym tłumieniem rozchodzą się w nim te fale. A fale mogą podlegać też i innym zjawiskom poza rozchodzeniem się… Jest refrakcja, dyfrakcja, rezonans, są sumy i różnice różnych długości fal i w efekcie – fale harmoniczne… Fizyka fal jest i ciekawa, i prosta, a na dodatek w pełni ma zastosowanie w budownictwie! PO TO żeby jej nie musieć dogłębnie studiować, to się wynajmuje projektanta, kierbuda i dobre ekipy, które mają minimalizować niekorzystne a maksymalizować korzystne objawy tychże ruchów falowych w naszym nowym domku…. Ale dobrze wiedzieć, że takie zjawiska są! Źródłem fal akustycznych jest zawsze jakiś nośnik, przemiennik energii. Fala taka to drganie. Żeby ją wytworzyć to trzeba wykonać pracę (w sensie fizyki) i zużyć na to jakąś porcję energii. Energią w systemie wentylacyjnym dysponują wentylatory, ale także sama struga rozpędzonego nimi powietrza. Te wentylatory są zamocowane w jakiejś obudowie. Ta obudowa jest sztywno przymocowana do jakiejś ściany, podłogi, sufitu… Razem – tworzą układ drgający, jak te wentylatory zasilimy energią… Struga powietrza, która porusza się kanałami wentylacyjnymi, także może generować dźwięki. Ale musi dysponować w tym celu odpowiednią „mocą”. Zwykle, jak się przekracza prędkość 5m/sek – to zaczyna tę „moc” okazywać w sposób wyraźnie słyszalny. Wszelkie zmiany kierunku rozprowadzanej strugi powietrza powodują jej zawirowania. Turbulencje. A te turbulencje z kolei powodują mechaniczne drganie rur prowadzących strugę – i kolejne źródło dźwięku. Co więc nam w tych rurach „gra”? Wentylatory. Im gorzej wykonane, gorzej wyważone, szybciej się kręcące, sztywniej przymocowane do obudowy – tym głośniej! Rury. Im sztywniejsze, mocniej przytwierdzone, bardziej pozałamywane w kierunku, z dużą ilością trójników, przepustnic – tym głośniej! Struga powietrza. Im szybciej się porusza, tym łatwiej na wszelkich niedokładnościach montażu przekracza naprawdę duże prędkości w ruchu turbulentnym i tworzy cały system gwizdków o różnej wysokości dźwięku. A jak już coś sobie „zagra” to wchodzą do orkiestry takie zjawiska jak rezonans. Wtedy słup powietrza pobudzany śladowymi porcjami energii potrafi się tak „rozpędzić” w tym ruchu drgającym, że mamy istne organy kościelne…. CO ROBIĆ? Nie budować wentylacji mechanicznej? I tak nam „zagra” w kominach, przy odpowiednim kierunku i sile wiatru za oknem! Minimalizować na ile się da wpływ tych źródeł dźwięku. Starać się o to, by miały jak najmniejszą „moc”. Tak budować i prowadzić kanały, aby nie powodować rezonansów słupa powietrza. Było, choć może mało akcentowane. Wentylatory stałoprądowe z elektroniczną komutacją i elektronicznym sterowaniem obrotów są w bardzo nikłym stopniu „szarpane” prądem. Ich wirniki „płyną” statecznie, pchane stałą w czasie siłą i napotykają względnie stały w czasie opór strugi. Nie ma tu pracy pulsacyjnej czyli generacji dźwięku. Dobre wyważenie także niweluje wszelkie zaburzenia ich pracy. A jakby tak jeszcze były wolnoobrotowe…. To oznacza dość spore łopaty wirnika. Te z wielką ilością drobnych szczebelków – odpadają! Wentylatory zmiennoprądowe pędzone są pulsacyjnie prądem 50Hz a zwalniane regulatorami fazy, dodatkowo generują harmoniczne o bardzo szerokim widmie! Wspominane „komary”. Montować te wentylatory w obudowach na elastycznym zawiesiu. Montować same obudowy na gumowych, tłumiących podstawkach lub podwieszać je do sztywnych miejsc konstrukcji domu. (nie w połowie jakiej belki). Stosować tłumiki drgań pomiędzy kanałami a napędem. To takie harmonijki gumowe o średnicy kanału. Nie przekraczać, jeżeli nie jest to bezwarunkowo konieczne, prędkości strugi rzędu 5m/sek. Stosować przepustnice na krótkich kanałach w okolicy trójników podziału strugi, by nie musieć tłumić strugi w takiej odnodze anemostatem, którego wąska szczelinka stanie się gwizdkiem! Tam, gdzie się da (a da się prawie wszędzie, bo dom to nie hala marketu!) stosować kanały wiotkie! Jak się da, to nie o gładkich ściankach. Spirofleksy są dobre bo i wiotkie i pokarbowane. Starać się dzielić idące obok siebie kanały jakim tłumikiem w postaci paska wełny mineralnej (chociażby tak). Wszelkie zabudowywane kanały upchać taką wata mineralną – to nigdy nie „zagrają”. Nawet w najbardziej niekorzystnych warunkach. Wiotkie kanały nie rezonują! Mechanicznie nie trzymają swego kształtu na tyle sztywno, aby zjawisko rezonansu mogło dawać się we znaki! Pozwalają na tworzenie łagodnych łuków minimalizujących turbulencje przepływu. System wentylacji z wiotkimi kanałami o niskich oporach (nieco nadmiarowymi), niskiej prędkości strugi, zrównoważonymi jej podziałami, pędzony stałoprądowymi wentylatorami regulowanymi elektronicznie jest niesłyszalny w zakresie najczęściej wykorzystywanych wydajności!!! W zakresie wydajności maksymalnej, nocą, w pustym domu jest słyszalny „na samej granicy słyszalności”. Łatwiej wtedy usłyszeć lecącą muchę niż szum instalacji. System pędzony wentylatorami prądu zmiennego z fazowym regulatorem prędkości, zbudowany na sztywnych i dobrze umocowanych rurach spiro, o gładkich ściankach, kolanach 90st, dobrze policzony – więc o kanałach małośrednicowych niosących strugę o dużej prędkości – jest głośny i nie do „uspokojenia”. Pozdrawiam Adam M.
    7 points
  8. Witam wszystkich. Jako ze wczoraj zakonczyłem budowe mojej altanki ogodowej chciałem podzielic sie z wami kilkoma zdjeciami z budowy. Mam nadzieje ze komus sie przyda a jesli macie zamiar budowac i potrzebujecie jakis porad lub szczegolowych zdjec to piszcze. Krótki opis: - całosc na 8 słópkach odlewanych z betonu w formie z doniczki - podłoga drewniana srednica 4m - słópy głowne 10x10cm 2m dł - dach ośmio spadowy kąt ustalony na oko + daszek chinski całość pokryta papa podkładowa i gontem ok 18m2 - boki: deska podłogowa (miała byc podbitka ale jak dla mnie za wąska i nie pasowala mi dłogosc) - materiał: deski 2,5cm całosc impregnowana 3 razy- 1 raz podkład bezbarwny i 2 razy kolor (bardzo wazne aby dobrze impregnowac miejsca niedostepne po skreceniu calosci takie jak łaczenia, spod podłogi, góra dachu). Wszystko skręcane śrubami oksydowanymi (nierdzewne) około 4 000szt tylko gonty na gwozdziach do papy ok 1,5kg - całego drzewa wyszło mi okolo 1,7 m3 (kubika) Chetnie odpowiem na kazde pytanie Mile widziane uwagi i oceny. pozdrawiam Bartek.
    6 points
  9. Dziś przeczytali To dobry pomysł, tylko... coś nie zadziałało w skrypcie Forum. Zgłoszę informatykom i niebawem taka opcja powinna się pojawić. Pozdrawiam Marcin
    6 points
  10. Pisałem – z naciskiem na ….. W zasadzie są tylko dwie procedury w tym zakresie: 1. Projektant robi projekt zamienny w określonym zakresie, a Ty występujesz o zmianę PnB. 2. Kablujesz sam na siebie, w PIB oni przychodzą z wizytą i wstrzymują budowę, nakazując wykonanie projektu zamiennego i wystąpienie o zmianę PnB.
    6 points
  11. http://www.bigblue.republika.pl/poprawiony_kalkulator.html http://www.emerson.pop.e-wro.pl/KRZYSZTOF/...Elektrownia.htm http://darmowa-energia.eko.org.pl/pliki/wiatr/wstep.html
    6 points
  12. Styropian zamknął drogę wilgoci (technologicznej) na zewnątrz i cała jest oddawana do wewnątrz. Nie ma co rwać włosów z głowy... wentylować i jeszcze raz wentylować. Schnięcie to proces bardzo powolny, wiec higrometr od razu nie zareaguje, ale po miesiącu- dwóch może zacząć się już coś zmieniać. Wszystko zależy od tego kiedy budynek został ukończony. Całkowite pozbycie się wilgoci technologicznej może zająć od roku do dwóch.
    6 points
  13. Normalnie ten koment to bajka. Dołożę kilka cegiełek wg. mnie do tzw. ekoterorystów unijnych i nieunijnych: - żarówki, nasze stare grzejniczki, przepaliło się, to się wyrzuciło i kupiło za 1 zł nową, a teraz trza wybulić 10 - 30 zeta za świetlówkę "energooszczędną" co w sobie pół tablicy Mendelejewa ma, w dodatku tą mniej zdrową połowę. Koszt produkcji i utylizacji porównując do ceny zakupu zwykłej żarówy to jest jakaś astronomia. - nikt nie zauważa, że reklamy świetlne, nierzadko całodobowo świecące pożerają miliony kW na świecie. - nikt nie zwraca uwagi na to, że w sieciach handlowych potrafi być włączonych nieraz i grubo ponad 100 telewizorów i innych wyświetlaczy, one chyba powietrze zużywają takie ekologiczne są. - każą segregować śmieci, oki, tylko dlaczego każą nam myć opakowania po produktach zapakowanych w plastikowe gówna, a moja ciepła woda do mycia to się bierze skąd? z powietrza? nie wspomnę o moim czasie. Ponieważ trochę orientuję się w produkcji opakowań (pracowałem) to mogę napisać śmiało, że nie chciałbym mieć do czynienia z klejami i rozpuszczalnikami, które są używane np. do produkcji laminatów, używanych do produkcji większości dzisiejszych ślicznych opakowań. - futra i naturalne skóry, nic tego nie zastąpi - ileż trzeba energii, wody i innych surowców, aby uzyskać względną imitację tych naturalnych produktów. Niech sobie taki ekoterorysta spojrzy w lustro i zdejmie z siebie rzeczy wykonane niby humanitarnie, ale jakim kosztem energii - jak dobrze podejdzie do tematu to będzie goły i niekoniecznie wesoły, dziś co najwyżej może zrobić sobie przepaskę z trawy i kierpce z drzewa lipowego (ale koniecznie z odpadów) - wtedy to będzie ekolog I jeszcze bym tak mógł wymieniać, ale po co. Wszystko się sprowadza do bieżących potrzeb trzepania kasy z maluczkich przez międzynarodowe koncerny. Dlatego osobiście mam w 4 literach ekologię. Ojciec jest myśliwym, więc od czasu do czasu mogę zjeść normalne jedzenie, a i okryć naturalnym futrem się mogę też. Żarówki używam w domu standardowe, staroświeckie, i jestem szczęśliwy - nie nabijam kabzy fabrykom chemicznym produkującym jedzenie i nne niezwykle ekologiczne produkty dla biednych..., głupich..., a może i jedno i drugie? Czemuś biedny, boś głupi, czemuś głupi, boś biedny Mądry nic nie powie, głupi nie zrozumie Myślę, że przy ekologii te dwa przysłowia są ważne. P.S. Nie jestem wrogiem ochrony środowiska, ale trzeba wg mnie do wszystkiego podchodzić racjonalnie i nie dawać się manipulować modnymi hasłami.
    6 points
  14. Trochę o konstrukcji budki. Co, jak i dla kogo.
    6 points
  15. Proponuję zrobić bez udziwnień. Czyli: - chudziak; - 2 razy folia; - styropian; - 1 warstwa folii; - jastrych (wylewka podłogowa); - płytki, parkiet lub jakakolwiek inna posadzka. Przynajmniej będzie można określić izolacyjność tej podłogi, Ponadto osiągnąć konkretną wytrzymałość jastrychu. Zalety są jeszcze takie, że stawiając ścianki działowe na chudziaku naturalnie rozdzielamy jastrych podłogowy na mniejsze pola oraz ograniczamy przenoszenie dźwięków przez podłogę. Izolacja przeciwwilgociowa też jest bardzo dobra, bo styropian jest faktycznie kolejną warstwą ograniczającą ruch wilgoci. Ponadto wylewka podłogowa w pewnym stopniu akumuluje ciepło. Jest przecież w całości po stronie ogrzewanego pomieszczenia, od zimnego gruntu oddziela ją izolator w postaci styropianu. Natomiast jak zaczną mieszać beton z granulatem styropianowym to nie bardzo wiadomo co z tego wyjdzie. Ani pod względem izolacyjności cieplnej, ani wytrzymałości.
    5 points
  16. Płyta cię wykończy, cały czas będzie od niej ciągnęło zimnem, nawet jak ją położysz na styropianie, zagrzanie takiej płyty powietrzem wewnętrznym, to kilka dni, a ty się tam wymarzniesz przez ten czas i będziesz brykać do domu, jak ona się dopiero nagrzeje. Drewniana konstrukcja całego domku gwarantuje najmniejszą bezwładność, czyli w najkrótszym czasie uzyskasz komfort przebywania we wnętrzu po odpaleniu ogrzewania nadmuchowego. Jedynie upalnym latem możesz taki beton wykorzystać pożytecznie.
    5 points
  17. Rok temu formalnie zakończyłem budowę. I od roku mieszkam na legalu. Przez tamten rok rekreacyjne wybudowałem jeszcze zadaszenie tarasu i sam taras. Niebawem przyjedzie pokrycie tarasu. Niby wiele się nie dzieje, ale jednak dzieje się. Gdybym rok temu nie oddał budynku do użytku, to nie mógłbym w tym roku na początku marca przygarnąć gości z Ukrainy. A tak - mogłem. I mieszka u mnie rodzinka z Kijowa. Mają dla siebie pokój na poddaszu. Z załatwianiem formalności nie mam kłopotu, bo mogę wpisywać adres, pod jakim mieszkają, U mnie. Niby nic się nie dzieje, a jednak jest młyn jakiego nigdy wcześniej nie było. Systemy, co je powymyślałem sprawdzają się, choć obłożenie jest spore - grzanie kominkiem jest ok, szara woda idąca na ogród to prawdziwe zbawienie - nie martwię się wodą z pralki, która pierze po kilka razy na dobę, zmywarka to cud - 6 litrów na jedno mycie, woda z wanny - na ogród. No i to że termę mam 50litrową, a nie większą, tez się sprawdza - przy tylu osobach w zupełności wystarcza, a i reżim nie jest jakoś szczególny. Jest OK. PS. Sam mam psa i cztery koty. A wraz z mamą i dwojgiem dzieci z Kijowa przyjechały również ... cztery świnki morskie. Tak więc jest tu całkiem niezłe stado.
    5 points
  18. Niestety tutaj się mylisz. Ogrzewanie podłogowe to zupełnie inna filozofia grzania. Jeśli chciałeś mieć system, którym można do woli majstrować i ustawiać sobie każdy pokój w innej temperaturze, lub zmieniać temperaturę w zależności od pory dnia, to podłogówka powinna być ostatnim wyborem. Dla mnie te wszystkie czujniki, regulatory, sondy to tylko zbędne gadżety, które w najlepszym wypadku generują dodatkowe koszty (a jak zamieszkasz nie będziesz ich używał), a w najgorszym będą awaryjne i dołożą rachunków. Regulowanie podłogówki powinno wyglądać tak: włączasz jesienią, wyłączasz wiosną. W pierwszym sezonie zabawa w regulację przepływów na rotametrach.
    5 points
  19. Uwaga! Tadam! Ostatni masz moment, żeby pomyśleć o wysokości pomieszczeń. Standardowa w projektach docelowa wysokość pomieszczeń to 2,64m Ja dałem dwie warstwy bloczków więcej, dzięki czemu mam wysokość jak w starym budownictwie, czyli 2,85. Uważam, że standardowa wysokość to klitka. Pełny oddech jest przy większej wysokości. Między bajki należy włożyć ewentualne argumenty o wyższych kosztach ogrzewania. Nic takiego nie ma miejsca, co tylko z pozoru jest paradoksem. Szwajcar, dokładnie, teraz, właśnie teraz, przyjrzyj się warstwom podłogi jakie chcesz mieć! Ostatni masz moment zanim - w czarnym scenariuszu, tym najczarniejszym - zanim nie zaczniesz zakłądać tematów pt. " - pomocy! Nie mam miejsca na więcej ocieplenia w podłodze, bo mi sufit wychodzi za nisko". Narysuj sobie na ścianie: 1. Gdzie chudziak? do jakiej wysokości?: 10cm to minimum 2. Izolacja z papy pod styropian czy inne termoocieplenie: 0,5 - 1 cm 3. Termoizolacja: .... 20cm? 4. Izolacja na ociepleniu: 0,5 - 1 cm 5. Wylewka z ogrzewaniem podłogowym (a i bez ogrzewania w podłodze pewnie też): minimum 6,5cm 6. Okładzina podłogowa: 1 -1,5cm 7. WYSOKOŚĆ WŁAŚCIWA POMIESZCZEŃ 8. Tynk na suficie. 9. konstrukcyjna wysokość położenia stropu (dopisałem) U mnie w stanie surowym było 3,15m od poziomu chudziaka, zanim pojawiły się warstwy, teraz jest 2,85 bez gresu. Czyli 30cm pochłonęło 20cm styropianu i 6,5cm wylewki!!! Tak. 20+6,5 = 30 * * * Olej mostki pod ścianami działowymi. Grunt pod chałupą ma zawsze temp dodatnią. W pewnych warunkach te mostki mogą zapewnić ci podniesienie temperatury w chacie. A poważnie mówiąc: nie daj się zwariować! Heluz jest drogi jak skurczybyk i nigdy nie skalkulujesz jego kosztu zyskami z energooszczędności, szczególnie w przypadku ścianki wewnętrznej, działowej.
    5 points
  20. Wiesz w zasadzie jest tak : każdy kto decyduje się na budowę - buduje w miarę możliwości tanio i rozsądnie (przynajmniej tak mu się zdaje ) . jako że G wie na temat i rozumie 5/10 albo i mniej to nie jest w stanie wszystkiego dopilnować sam. poza tym na pewnym etapie budowy zaczynają się kompromisy między jakością - o ile się o niej wie - a budżetem , im budżet niższy tym kompromisów więcej . i nie wolno mówić o błędzie - bo jest to kompromis , czasami lepiej mieć troszkę gorzej ale mieć niż nie mieć wcale. o błędzie można zacząć mówić - wtedy kiedy kasa jest wywalona w błoto i nic z tego nie ma . poza tym zamieszkuję sobie w tym swoim 2 warstwowym z BK i jestem zadowolony i z założenia samego nie zamieniłbym go na silikat
    5 points
  21. Jedynie zastrzelić sąsiada.
    5 points
  22. Taka rada. Oczywiście, że się buduj. Ale jeśli chcesz wybudować za 300.000zł, licz i kombinuj tak, jakbyś miała tylko 200.000zł – konsekwentnie. O tej „stówce” – zapomnij. Nie przyznawaj się nawet przed sobą, że istnieje. Podziel sobie budowę na etapy i przyjmij zasadę, że to co wydałaś więcej niż zakładałaś, musisz przyoszczędzić na następnym. Z tej „stówki” – finansuj tylko nieprzewidziane wydatki, czyli np. na etapie piwnic, jak wyjdą jakieś dodatkowe nieprzewidziane okoliczności. W pozostałych przypadkach, jako zasada – oszczędność na następnym etapie, aby wyrównać wydatek.
    5 points
  23. Po przeczytaniu kilku wątków pomyślałam , że fajnie byłoby zebrać ważne informacje w jednym miejscu . Wszystkie ważne informacje dla "zielonego" jeszcze inwestora który dopiero co podjął decyzje o budowie domu i nie zdobył potrzebnej wiedzy - o tym na co ma zwracać uwagę , jak chronić siebie i swoje interesy w dżungli zwanej "budowlanką". Proszę dzielić się wiedzą ..... być może niejednemu uratuje skórę lub kieszeń przed stratą kilku/dziesięciu tysięcy złotych. Tak na szybko - co wpadło mi do głowy : 1. Kierownik budowy powinien być niezależny od nikogo .... nie znać architekta ani tym bardziej ekipy budującej dom - a już na pewno nie powinien pełnić podwójnej funkcji (np. być jednocześnie Twoim kierownikiem budowy i wykonawcą) . Tylko wtedy będzie obiektywny i będzie rzetelnie wykonywał obowiązki i pilnował, żeby wszystko było zrobione tak jak powinno. 2. Fachowością ekipy powinien kierować się inwestor przede wszystkim przy wyborze - nie ceną , nie tym , że czas nagli .... koniecznie trzeba sprawdzić wykonawcę gdzie się da : w internecie , poprosić o namiary na jakieś realizacje , kontakt do inwestorów u których budował.... nie wierzyć "na słowo"... 3. Żadnych zaliczek - a jeśli już jeśli wykonawca przy podpisaniu umowy zażąda zaliczki - niech to będzie zaliczka symboliczna - góra 1.000- 2.000zł - zabezpieczająca interesy obu stron .... a nie 30 czy 50% kosztów robocizny .... bronić się rękoma i nogami przed wykonawcą który jeszcze nie wbił łopaty a już woła o duże kwoty rzędu 5.000zł, 10.000zł i więcej .... 4.Umowa między inwestorem i wykonawca ma być skonstruowana szczegółowo: - przede wszystkim uważać na zakres wykonanych prac ( ma być wszystko wyszczególnione począwszy od wykonania tarasu, schodów, komina, za ścianach nośnych , działowych kończąc), - ma być zawarty termin rozpoczęcia i zakończenia budowy domu ( z "widełkami" np. kilku tygodni w razie braku odpowiedniej pogody bądź innych uciążliwości) - płatność będzie dokonywana po każdym zakończonym etapie - po odebraniu konkretnego etapu przez kierownika budowy ..... nie jako przedpłata , nie tygodniowo ..... optymalnie jest za konkretny etap ale po jego wykonaniu i odebraniu 5. Wybierając działkę należy sprawdzić : - dostępność do mediów : prąd, kanalizacja, gaz , woda ....to, że kanalizacja, prąd , woda , gaz "idzie" u sąsiada wcale nie jest jednoznaczne z tym, że możesz się podłączyć..... są obostrzenia, ograniczenia .... nalezy to sprwdzić przed zakupem działki, - jeśli w ogłoszeniu w biurze nieruchomości jest napisane "media w granicy" wcale nie oznacza , że wszystkie .... nie wierzyć na słowo , tylko zażądać dokumentów to potwierdzających - dyskretnie podpytać sąsiadów zza płota ogólnie - powinni wiedzieć co w trawie piszczy .... zapytać czy mają piwnicę i czy zdarzyło się, że została zalana przez wodę, zapytać czy zdarzały się podtopienia domów, czy teren jest zalewowy, jaki jest grunt (czy zdarzają się torfy, kurzawki) - idealnie byłoby przed zakupem jeśli jesteś zdecydowany w 100% -poświęcić kilkaset złotych i zrobić badanie geotechniczne gruntu , lub zapytać właściciela działki - może wynikami takowych dysponuje
    5 points
  24. Foto-aktualizacja. Pozostało przykryć i zrobić podłogę. Pokrycie chcę zrobić z przezroczystego poliwęglanu, żeby chronił przed deszczem. Jako zacienienie planuję zrobić coś jakby żaluzje na sznurkach, wiklinowe - będzie można otwierać i zamykać zacienienie w dowolnych konfiguracjach. Podłogę pokryję płytami betonowymi, szarymi 35x35.
    4 points
  25. No to wełna za gipsokartonem jest skołtuniona i nic nie izoluje! Temu jest głośno!
    4 points
  26. Dokładnie. Dzieciakom wybudowałem dom z poddaszem użytkowym o pow 127 m p.u. za ok 250 tys zł. Dom do wprowadzenia,z podłogami,schodami z dębu i nierdzewki oraz tarasem i ścieżkami z kostki. Nie tknąłem się roboty.dzieciaki jeszcze mniej. Tylko kupowałem materiały i nadzorowałem. Fakt że działka była ale nawet doliczając jej wartość wychodzi dużo mniej niż u developera. Budowa zaczęta była w sierpniu a w zasadzie ukończona w maju-czerwcu. Parcia na wprowadzenie się nie było więc spokojnie urządzało się do jesieni.
    4 points
  27. 1. To nie powinien być problem. Pamiętaj, że w okresie grzewczym gdy PC najwięcej pracuje, to okna wtedy są zamknięte, więc z hałasem nie będzie problemu 2. Dobrze przemyśl ten temat - weź też pod uwagę powierzchnię wymiany wężownicy(im większa tym lepiej!) - to bardzo istotne! 3. Nie wiem, nie użytkuję p-w. Pewnie podobnie jak w przypadku kotłów gazowych 200-300zł, powinno to byc zapisane w umowie montażu (zwykle są zapisy, że przepada gwarancja jak nie są robione przeglądy), sensowność tych przeglądów, to inna kwestia. 4. A ja bym zrobił wszędzie. Za ileś tam lat meble dasz gdzie indziej i będzie problem. Ja zrobiłem bład - pod meblami kuchannymi nie mam podłogówki - to jest ok, ale powinna być jedna pętla przy samej ścianie STREFA BRZEGOWA. W wiatrołapie też bym dał podłogówkę. Generalnie poczytaj o tym i dobrze przemyśl te kwestię. Co do lokalizacji zbiornika CWU to pewnie będzie w kotłowni. 5. W przypadku mniejszych mocy niekoniecznie musi być 3F. Z tego co pamiętam, to modele 3F są droższe niż 1F - tutaj już wybór na leży do ciebie..... 6. Jasne że tak, ale nie zapominaj o bezwładności podłogówki. Podłogówkę ładujesz w godzinach taniej taryfy - w tygodniu 13-15+22-6 +całe weekendy - a ona przez pozostałe godziny te ciepło oddaje. Poczytaj o tym, bo z twojego wpisu wnioskuję, że niewiele o tym wiesz. Wyłączona podłogówka grzeje jeszcze przez wiele godzin, czy tego chcesz czy nie.....im cieplejszy dom, tym dłużej.. Dam ci przykład z mojego użytkownia taryfy G12w - prąd używam wtedy kiedy go potrzebuję, zmywarke załączam z opóźnionym startem w nocy, a mimo to mam około 70% zużycia w taniej taryfie, co przekłada się na około 25% mniejsze rachunki niż w przypadku taryfy całodobowej (G11) moim zdaniem G12w jest najbardziej optymalna. 7. Rekuperacja, to nie tyle oszczędność, ale przede wszystkim komfort. Sam musisz sobie odpowiedzieć na to pytanie.
    4 points
  28. Organizacyjnie. Wymyśliłem, żeby dzieckom naszym zorganizować - PROFESJONALNE - zawody wędkarskie na pomoście. Takie z losowaniem stanowisk, medalami, koszulkami uczestników. Deklarację składam - przypilnuję, zorganizuję, koszulki mam, medale mam, trochę sprzętu mam. Pytanie Będą chętne? Podpytajcie. Jest Animatorka, która im zapewnia zajęty czas, ale tylko na 3 godziny Ja składam publicznie deklarację. Nie popijam i nie integruję się na czas tychże dziecięcych zawodów (ku obópulnej korzyści - mam nadzieję) Piszcie czy dzieci, wnuki - będą zainteresowane to ja.Ja. Zrobię.
    4 points
  29. Dodam jeszcze (na wypadek gdyby ktoś się bardzo zapalił na budowę po wpisie gościa Piotra), że jego obliczenia są bardzo mizerne, a wręcz żadne. Napisał, że zapłaci za robociznę 62 tysiące. Nie podał dokładnie za co. Domyślam się, że za SSO. Nie podał kosztów materiałów, ale przy tej wielkości domu myślę, że spokojnie dorzucamy 100 tysięcy, jeśli nie lepiej, zależy jakie materiały (fundamenty, bloczki, zaprawy, nadproża, strop, drewniana konstrukcja dachu plus pokrycie). Zakładam materiały budowlane ze średniej pułki, a pokrycie dachu blachą, bo na dachówkę nie wystarczy (chyba, że najtańszą) Mamy 162 tysiące. Okna z roletami, brama garażowa i drzwi wejściowe w moim parterowym 140metrowym domku, kosztowały 40 tysięcy. Więc idąc na rękę gościowi Piotrowi wpiszę taką samą kwotę (chociaż ma większy dom i piętro do którego pewnie dojdą okna dachowe). Ogrzewanie (podłogówka po calości + kocioł+ zrobienie hydrauliki) u mnie 40 tysięcy materiał+robocizna. Oczywiście nie trzeba mieć samej podłogówki, ale cena za kalafiory wyjdzie podobna. Znowu daję fory koledze i wpisuję taką samą kwotę (chociaż dom większy). Elektryka- 20 tysięcy. Tynki/ gładzie wewnętrzne za tyle metrów materiał i robocizna minimum 15 tysięcy. Wentylacja około 10 tysięcy. Ocieplenie domu i tynk zewnętrzny- 30 tysięcy (materiał +robocizna). Ocieplenie poddasza, zabudowa karton-gips, postawienie ścianek działowych- pewnie z 20 tysięcy 337 tysięcy- dom gotowy do prac wykończeniowych. Podłoga- najtańsza płytka 40 zł za m2, panele może koło 30, ale to już badziew bez możliwości wyboru. Liczymy 40 zł*210 m2= 8400 zł sam materiał. Do tego klej, zaokrąglimy do 10 tysięcy. Liczę to bardzo budżetowo, bo jeśli chcecie mieć coś ładnego na podłodze ceny zaczynają się od 60 zł za m2. Część płytek w moim domu kosztowała około 100 zł za m2. Robocizna: u mnie ceny zaczynają się od 60 zł za m2= 12 tysięcy. Łazienki: przyjmuję, że w tak dużym domu są minimum dwie. Koszt minimalny 5 tysięcy za jedną= 10 tysięcy (armatura, prysznic, wanna, miski klozetowe, płytki + robocizna). Koszty "dupereli", które trzeba zrobić, ale nikt ich na początku nie kalkuluje: około 10 tysięcy (listwy podłogowe, farba/ tapety, klamki, itp.). Jeśli to dom z poddaszem to zapomniałam o schodach. Nie wiem ile kosztują, ale podejrzewam, że wersja dość tania to 5 tysięcy. Drzwi wewnętrzne, nie znam projektu, ale przy takim metrażu zakładam minimum 10 sztuk: wersja marketowa minimum 500 zł za drzwi z ościeżnicą- kolejne 5 tysięcy. Kuchnia: jeśli ma być na wymiar, to za 10m2 kuchni: meble i montaż- 15 tysięcy, sprzęt AGD minimum 5 tysięcy. Oświetlenie, pewnie minimum 2 tysiące. 74 tysiące- wykończenie Suma: 411 tysięcy Więc jeśli ktoś posiadał wyjątkowo okropną działkę i zapłacił gościowi Piotrowi 11 tysięcy, żeby ją od niego zabrał, to by się zgadzało Nie wspominając o ogrodzeniu, bramie, podjeździe i może jakimś oświetleniu posesji. Koszty bez papierologii i przyłączy, które pewnie pociągną kolejne 10 tysięcy. I przysięgam, że liczyłam baaaaaardzo budżetowo. Ja nie chciałabym kupić brzydkich plytek i patrzeć na nie przez kolejne 20 lat. Może i są w tym kraju rejony, gdzie koszt materiałów i robocizny jest niższy, ale na pewno nie o 25% na wszystkim. W moim poście nie chodzi o rujnowanie marzeń o własnym domu, ale o podejście do tematu racjonalnie. Jeżdżąc po Polsce widzę bardzo dużo domów "dworków", które stoją w stanie SSO z tablicą "na sprzedaż".
    4 points
  30. Nie do końca. Zakładając że w ciągu dnia temperatura waha się w zakresie np. -5 C - +5 C To dzięki pogodówce przy -5 mamy grzejniki o temperaturze np 45C. Jeżeli temperatura w pomieszczeniu zbliża nam się do zadanej np. 21C na regulatorze to krzywa grzewcza zostaje obniżona przez co również temperatura grzejników spadnie skutkiem czego dążymy nie do wyłączenia się ogrzewania a większej modulacji w zakresie niskich temperatur grzejników. Analogicznie w drugą stronę. Co osiągamy? Grzejemy cały czas, praca kotła kondensacyjnego najlepiej jakby przebiegała bez przerw. Cała idea nowoczesnego ogrzewania to dostarczanie dokładnie tyle ciepła do budynku ile w danym momencie z niego "ulatuje" - Szerszy zakres pracy urządzenia w zakresie kondensacji. - Rzadsze taktowanie kotła - Brak efektu buchających ciepłem grzejników. Przy VRC700 dochodzi nam do tego możliwość autoadaptacji krzywej grzewczej oraz dodatkowo automatyczne dopasowanie mocy maksymalnej urządzenia w przypadku Vaillanta. Tak. Do momentu kiedy algorytm czyta że temperatura nie jest wystarczająca do osiągnięcia zadanej temperatury w pomieszczeniu. Wtedy krzywa jest korygowana w drugą stronę. Wszystko jest w instrukcji obsługi regulatora. Wystarczy poczytać. Nie do końca. Zakładając że w ciągu dnia temperatura waha się w zakresie np. -5 C - +5 C To dzięki pogodówce przy -5 mamy grzejniki o temperaturze np 45C. Jeżeli temperatura w pomieszczeniu zbliża nam się do zadanej np. 21C na regulatorze to krzywa grzewcza zostaje obniżona przez co również temperatura grzejników spadnie skutkiem czego dążymy nie do wyłączenia się ogrzewania a większej modulacji w zakresie niskich temperatur grzejników. Analogicznie w drugą stronę. Co osiągamy? Grzejemy cały czas, praca kotła kondensacyjnego najlepiej jakby przebiegała bez przerw. Cała idea nowoczesnego ogrzewania to dostarczanie dokładnie tyle ciepła do budynku ile w danym momencie z niego "ulatuje" - Szerszy zakres pracy urządzenia w zakresie kondensacji. - Rzadsze taktowanie kotła - Brak efektu buchających ciepłem grzejników. Przy VRC700 dochodzi nam do tego możliwość autoadaptacji krzywej grzewczej oraz dodatkowo automatyczne dopasowanie mocy maksymalnej urządzenia w przypadku Vaillanta. Tak. Do momentu kiedy algorytm czyta że temperatura nie jest wystarczająca do osiągnięcia zadanej temperatury w pomieszczeniu. Wtedy krzywa jest korygowana w drugą stronę. Wszystko jest w instrukcji obsługi regulatora. Wystarczy poczytać. Dalej się nie zgodzę. Prawidłowe rozwiązanie z np. 2 grupami pompowymi dla grzejników i podłogówki z osobnymi nastawami krzywych grzewczych zapewnia praktycznie bezobsługową pracę urządzenia. Nie rozumiem jak można klientowi wytłumaczyć że masz Pan tu nowoczesny kocioł kondensacyjny za pare patoli, regulator w pomieszczeniu ustawiony na 21 C. Na kotle ustawimy pyk 50 C na Zasileniu i niech się dzieje wola nieba, Kocioł się uruchamia, grzeje na chama do 50 C, wyłącza się, następuje blokada pracy palnika, pompa pracuje, grzejniki stygną, po 10 minutach sytuacja od nowa. Kocioł się włącza i wyłącza. Przy - 15 na zewnątrz klientowi zimno, ustawi kocioł na 65 C i dali jazda poza zakresem kondensacji taktami do przodu. Potem klient zapomni przestawić i telefon olaboga czemu rachunki takie duże. Technologia idzie do przodu i regulacja pogodowa ze wsparciem czujnika zewnętrznego to doskonałe rozwiązanie. Kwestia ustawień i kilku dobrych decyzji na etapie inwestycji. Piszę wszystko na podstawie Vaillanta, zdaje sobie sprawę że u innych producentów często występuje pogodówka która hula samopas i ciężko ją w naszych warunkach z bunkrami wysterować ale na wszystko są sposoby. Temat był o Vaillancie i na podstawie Vaillanta odpisuje.
    4 points
  31. Bierz takie parapety jakie Ci pasują , niech się martwi ten co będzie je osadzał , zresztą to żadna filozofia , jeżeli coś trzeba będzie podkuć to po prostu trzeba będzie to zrobić . Jeżeli ten co będzie je wstawiał będzie miał odrobinę ,,poukładane na strychu ''to zrobi to bez większych problemów . Jeżeli będzie musiał na prawdę sporo strugać ze ściany to pewnie będziesz musiała się liczyć z dodatkową dopłatą , ale nie wierzę aby to miały być jakieś zaporowe kwoty .
    4 points
  32. Roztkliwiasz się i tyle. Pomiędzy pierwszą a drugą i kolejnymi kąpielami, nim się osobnik powyciera i wpuści następnego, zasobnik będzie jak przed pierwszą kąpielą. Z tego co pamiętam, to priorytetem dla kotła jest nagrzanie cwu (i tak to widzę po swoim). Moim zdaniem najważniejsza u Ciebie jest dobra modulacja, bo każdy z tych kociołków sobie u Ciebie poradzi. Tu się kwestia teraz rozbija o to, czy ten kociołek przez 20 godzin dziennie będzie palił 2 kW, czy 3 kW (bo taką masz do dyspozycji najniższą moc).
    4 points
  33. Jeśli byłbyś bezdzietnym singlem, to i tak napisałabym; NIE W przypadku posiadania żony i dziecka/ dzieci, tym bardziej nie. Napisz mi kochany gdzie będziecie trzymać kurtki, buty, kapcie, czapki, może jakiś parasol? I odbijając piłeczkę napisz mi po co Ci wielki korytarz, skoro jest tylko komunikacją między pokojami i zapewne spędzisz tam jedynie kilkanaście godzin do końca swego żywota?
    4 points
  34. Zbyt dużo masz na budowie "nadzoru budowlanego" - pogoń wszystkich i zatrudnij jednego dobrego kierbuda - resztę sam ogarniesz, bo i tak robisz to teraz, tyle że inni biorą za to kasę. Moim zdaniem, powinieneś zrobić ekspertyzę techniczną (tak jak radził Szponiasty) tych napraw, a koszty wykonania ekspertyzy i "poprawek", potrącić z wynagrodzenia wykonawcy - wiem wiem, będzie kwiczał, ale przestanie i być może zacznie traktować Cię z szacunkiem. Jak nie - teraz jest najlepszy czas aby zerwać umowę z wykonawcą. Ps. Jak chcesz, to podaj, na PW, mi namiary na ten Twój "nadzór budowlany" i ekipy - popytam, może znajdę jakieś haki aby ich udupić, tak aby nigdy więcej nikogo nie "skrzywdzili".
    4 points
  35. dziś jest mi ciepło i starczy mi bezwładność budynku nie palę ale wczoraj było mi zimno (choć temperatura w pomieszczeniu praktycznie ta sama) przepuściłem trochę ciepłej wody przez kaloryfery i było mi ciepło ciągu kilkunastu minut i zaś zamiast ubierać wełniany sweter popylam w krótkim rękawku . Czyli jeżeli moje wymagania nie są stałe to coś musi kompensować te różnice - kwestia wyboru: czy wełnica, czy ciepła woda w kaloryferach . z samą podłogówką czas oczekiwania na temperaturę odczuwalnego ciepła musiałbym poczekać dłużej. co do grzebania i babrania się w opale - kwestia wyboru - jak mi się przestanie chcieć babrać to przerobienie na prąd zajmie mi ok 1 dnia a przejście na gaz zajmie mi ok 5 sekund . możliwości posiadam , a skoro nie przechodzę znaczy takiego dokonałem wyboru bo mam do niego prawo i nic Ci do tego . Tym bardziej nikt nie dał Ci prawa by twierdzić że jestem skrzywiony (choć czasami w plecach łupnie i wtedy faktycznie jestem ). co do wentylacji są tacy którzy po 5 minutach w klimatyzowanym samochodzie mają załatwione gardło (nie wiadomo z jakiego powodu ) a klima właśnie po czyszczeniu - ozonowaniu czyli bez FE dodatków zamknij ich w domu z reku to z łóżka nie wstaną i zdrowo wykorkują . to co dobre dla jednego nie musi być dla wszystkich , a dla niektórych jest to wręcz zaprzeczenie dobrego czyli zło w czystej postaci . znów dochodzimy do różnicy potrzeb i odczucia komfortu . komfort nie dla wszystkich oznacza to samo czyli weź to pod uwagę i miarkuj . Moim Zdaniem , dla moich potrzeb , dla mojego komfortu - "Moje zmienia wszystko"
    4 points
  36. A ja dodam że mój wpis nie odnosił się do konkretnej tej sytuacji z tym grzejnikiem piotra t, ale do samej idei zastosowania tego dmuchania. Protestuję też przeciwko nazywaniu naszej gorącej dyskusji mianem - fala hejtu. Coś się komu nie podoba, albo ma inne zdanie zaraz hejter, ludzie co z wami ?.
    4 points
  37. Uczyniłem. Stół ma 110cm, a aneks jadalny to kwadrat o bokach 180 x 180cm (do kalafiora, bo najbardziej wystaje z tej ściany). Z jednej strony drzwi do kuchni, a obok 120cm przedpokój. Widok z kuchni: Widok od strony przedpokoju: Dla 3 osób jest OK - wystarczy odsunąć krzesła. Przy 4 osobach, trzeba ruszyć stolik i blokuje się całkowicie przejście w stronę przedpokoju, ale nie ogranicza dostępu do kuchni - ale jak się spożywa, to się nie szwenda po pokojach. Przy większych okazjach, stół turla się do pokoju (4,5 x 5,3m), rozkłada i biesiaduje, ale w takim przypadku, pokój zamienia się w dużą jadalnię, bo korzystanie z wypoczynku (funkcji podstawowej tego pokoju) jest mocno iluzoryczne. Jakoś trzeba sobie w życiu radzić - rzekł traper, zawiązując but dżdżownicą dopisałem: czerwone.
    4 points
  38. 4 points
  39. Nie ma to jak towarzystwo wzajemnej adoracji - prawda Bajbaga? Nie ważne co pisze - ważne że trzeba wspierać własny krąg. No cóż: każdy ma możliwość wyboru Miałem sobie darować dyskusję, bo ciężko czytać ten bełkot, ale skoro tak łatwo wprowadzić w błąd więc jednak uporządkujmy fakty, które przy odrobinie wysiłku każdy potwierdzi na stronach producentów: Z Dekolit KD Extra 1l po rozrobieniu uzyskujemy 20l gotowego do użycia impregnatu Cena Dekolitu to 17,11 zł za 1l koncentratu, więc tyle kosztuje 20l impregnatu Dzieląc cenę przez ilość (tak się to chyba robi?!) wychodzi cena jednego litra = 0,86 zł Przeprowadźmy takie samo wyliczenie dla porównywalnego środka Fobos: Fobos NW - z 1l po rozrobieniu uzyskujemy gotowego do użycia impregnatu 20l Cena Fobos NW to 22,14 zł za 1l, więc tyle kosztuje 20l impregnatu Dzieląc cenę przez ilość wychodzi cena jednego litra = 1,11 zł Fobos M1 to impregnat zmniejszający palność, więc chyba ma niewiele (a raczej nic!) wspólnego z naszą dyskusją. Bardziej adekwatne byłoby porównanie (bo o tym wypowiadali się forumowicze wyżej) z ognio, grzybo i owadochronnym, solowym Fobosem M4 Fobos M4 - z 1kg po rozrobieniu uzyskujemy gotowego do użycia impregnatu 3,3l Cena Fobos M4 to 7,59 zł za 1kg soli. Dzieląc cenę przez ilość wychodzi cena jednego litra = 2,30 zł A teraz wisienka: można jeszcze zbadać jaka ilość potrzebna jest do skutecznego zabezpieczenia 1m2 drewna: Dekolit KD Extra - 1,65l/m2 (pod zadaszeniem) koszt 1,42 zł Fobos NW - 1,65l/m2 (pod zadaszeniem) koszt 1,83 zł Fobos M4 - 0,66l/m2 (pod zadaszeniem) koszt 1,52 zł Od siebie dodam tylko fakt (potwierdzany wyżej przez użytkowników) że działanie Fobos M4 bywa iluzoryczne (pleśnie, owady) dlatego przerzuciłem się na Dekolit KD Ekstra. Mogłem wypróbować skuteczność Fobos NW, ale jak się na firmie zawiodę...
    4 points
  40. No powiedz sam, żeby konstrukcję szopy na drzewo obudowywać naukowym warsztatem i dyskutować, dyskutować, dyskutować... Taż w tym czasie zrobiłbym w realu ze trzy takie szopy, wykorzystując tylko co co leży mi na podwórku i gwarantuję przy tym, że ani napór śniegu nie połamie mi dachu, ani napór wiatru nie uniesie żadnej w powietrze. Dowolnego wiatru. Ach, w dodatku nie bedę zupełnie korzystał z oświeconych rad zawartych w tym wątku.
    4 points
  41. Puki co, to raczej urząd omijaj szerokim łukiem i na wszelki wypadek nic nie gadaj -
    4 points
  42. Projekt oparty na kryzowaniu. Taki układ jest znacznie trudniejszy do prawidłowego wyregulowania (wymaga dokładnych obliczeń), z tym że ten na projekcie praktycznie nie ma szans zadziałać prawidłowo. Powietrze głupie jest i płynie najkrótszą drogą, i tam gdzie ma najmniejsze opory. Zbyt długie odnogi zarówno nawiewne ja wywiewne na swoich końcach praktycznie nie będą działać. Do tego rozgałęźniki prostopadłe. W skrócie... to nie zadziała.
    4 points
  43. Jak chcesz bym dostała orgazmu i masz dużo czasu możesz się przeleceć po wszystkich 277 postach jakie kiedykolwiek tu napisałam A w zamian podpiwiem jedną rzecz. Posadź między krzewami co jakiś czas drzewko - też nieregularnie, ale drzewka także małą grupą (np. 3 szt przerwa 1 szt przerwa dluższa 1 szt). Aby sąsiad nie narzekał na gałęzie, niech będą kolumnowe: świdośliwa "obelisk", Sosna czarna "Molette", Sosna pospolita "fastigiata", jarzębina "Flanrock" - jarzębina i świdośliwa dodadzą czerwonego koloru jesienią, bo krzewy niestety barwią się na żółto.
    4 points
  44. Tawuła - sadzić co ok 70-100 cm. Jak chcesz w dwóch rzędach, to między rzędami też min 80 cm. Tawuła to duży, szeroki krzew. Więc jak ma mieć tylko miejsce 3 m szerokości, to starczy jeden rząd. Odsuń od ogrodzenia o 1m. Pod krzewami posadź rośliny okrywowe (epimedium, barwinka, turzycę siną, pragnię, poziomkówkę) Przemieszać z innym gatunkami jak najbardziej można, ale nie z budleją. Budleja zostanie zaduszona, poza tym co wiosnę się ją ścina przy ziemi. Forsycja nie jest tak gęsta jak tawuła. Czyli tawułę posadź bliżej domu, gdzie zależy ci na większej intymności a forsycję w głębi. Poza pęcherznicą można dodać też kolkwicję, jasminowca, żylistka szorstkiego. Nie sadź gatunków regularnie (5 jasminowców+5 tawuł+5 forsycji) tylko nieegularnie (5 tawuł+3 jaśminowce+1 tawuła+8 forsycji+3 jasminowce) - oczywiście ilości sztuk to tylko przykład. Tak samo nie rób stale tej samej naprzemienności, niech nasadzenie będzie maksymalnie nieregularne. **** za każdy plusik mam punkt a za 30 punktów dostanę "Czas na wnętrze" od redakcji. Więc jakbyś mnie zaklikał byłabym szczęsliwa
    4 points
  45. teraz uwaga: - jesli nawieziesz obornika to nie wapnuj (obornik świeży może zmienić odczyn gleby) - jak chcesz wapnować to ostrożnie, nawozem z węglanem wapnia, np. dolomitem. Najbardziej precyzyjny sposób na oznaczenie zawartości składników w glebie to wysłanie próbki na badania do stacji rolniczej. Kosztuje 30-50 zł a masz dokładnośc labolatoryjna jeśli chodzi o zawartość wapnia, fosforu, azotu i potasu. Glina - jak jest z wsiąkaniem wody po deszczach? Trawnik musi mieć glebę przepuszczalną, nie toleruje wody stojącej na powierzchni po roztopach czy ulewach. Jeśli woda stoi lub czarna ziemia "pływa" na wodzie stojącej na warstwie gliny, to konieczne jest nawiezienie drobnego żwiru i przeoranie wszytskiego pogłębiaczem lub głęboszem. Żwir będzie robił za drenaż. Skoro nie chcesz zakładac teraz trawnika, to posiej nawóz zielony przynajmniej - żeby ziemia nie była goła (zimą wiele chwastów potrafi zakwitnąc i wydać nasiona). O tej porze roku w zasadzie żyto ozime. Równanie podłoża na tym etapie jest bez sensu. Bo jak potem będziesz przekopywać? Duże drzewa (bez doniczek, z tzw. "gołym korzeniem" lub balotowane) można sadzić jesienią lub na przedwiośniu. Co do rabat - nie muszą być "falą". W większości przypadków wygląda to sztucznie albo jakby właściciel tyczył po pijaku. Oczywiście nie mam tu na myśli, że ogród to mają być same kąty proste (chociaż mogą), ale niech to beda delikatne łuki i okręgi a nie "szlaczki". Po prostu układ i kształt rabat musi prezentować jakiś pomysł na ogród. Kształ rabaty wynika z tego jakie rośliny mają tam rosnąć albo z tego, czy rabata ma np. zasłaniać nieciekawy widok. Tu masz przykład "fali", która jest elementem przypadkowym i nieprzemyślanym http://i51.tinypic.com/rj0d29.jpg A tu przykłady z moich projektów z opisem punktów węzłowych kompozycji ogrodu: http://images63.fotosik.pl/34/f87ea806169a6b8agen.jpg http://images64.fotosik.pl/34/2042ba5cc3600383.jpg wielu właścicieli działek robi ten sam błąd ze ścieżkami - urozmaicając ich bieg na siłę tyczą "falę" zamiast łagodne łuki. Masz zimę na przemyślenie kompozycji w ogrodzie - rabaty wytyczysz na wiosnę.
    4 points
  46. Witam. Długo mnie tu nie było:)Mieszkamy od września.Jeszcze nie skończyliśmy się urządzać, a nasz dom na dzień dzisiejszy przedstawia się następująco:
    4 points
  47. Uśmiechnąłem się, lekko rozbawiony, czytając Twój tekst. Dlaczego mnie rozbawił? Otóż mam chyba więcej lat niż Twoj szanowny Rodzic, ale jakoś nie myślałem o sobie, że jestem staroświecki. Ale cóż, moje dzieci, być może, też tak o mnie czasem myślą, chociaż tak naprawdę, to nie wiem w czym mogłbym być "starej daty" (oprócz daty urodzin). Młodym ludziom (sam nie byłem inny, przyznaję) wydaje się, że mają monopol na aktualne mądrości, ale dopiero z perspektywy lat można się dowiedzieć, co one są warte. Ale ad rem, to była tylko taka mała, żartobliwa dygresja. A teraz już zupełnie poważnie. Zwróciłem uwagę, na Twoje przekonanie, że "to inwestycja na całe życie". Otóż uważam, że jest to podstawowy błąd w myśleniu, powielany przez młodych ludzi od lat. Powtarzam, sam nie byłem inny, dlatego rozumiem i Ciebie. Ale teraz wiem, że jest inaczej. A własciwie, ze powinno być inaczej. Przez splot różnych okoliczności zewnętrznych, pozostałem w blokowym mieszkaniu, a swojego domu nie wybudowałem, chociaż miałem już zgromadzonych sporo materiałów i działkę. Nie miałem tylko czasu. I dzisiaj jestem zadowolony, ze tego nie zrobiłem. Dlaczego? Bo popełniłbym ten sam błąd, co większość moich znajomych i nieznajomych, budując na całe życie moloch, który dzisiaj trzeba by bylo co najmniej utrzymać i ogrzać. A chcąc się tego pozbyć, mozna by odzyskać najwyżej polowę pieniędzy, które w niego włożono. Niestety, nasze dzieci nie czują przywiązania do miejsca urodzenia i bardzo dobrze! Takie są czasy! I budując na całe życie, w wielkim, pustym domu, zostają samotni rodzice. Koszty eksploatacji rosną, ogrzewa się mnóstwo pustych metrów sześciennych i nie ma co z tym zrobić. Mam na wsi sasiadow. Wszyscy, powtarzam, wszyscy borykają się z tym problemem. Domy, ponad 200 m kwadratowych dla 2 osób, rzadko dla trzech. I teraz wszyscy z radością oddaliby za darmo swoje piętra, poddasza, bo to i po schodach chodzić się nie chce, ani nie ma potrzeby, a ogrzewać i sprzątać trzeba! Dlatego, jako myślący "starej daty", szczerze Ci radzę: Nie buduj na "całe życie"! Buduj tak na trzydzieści lat. Bo później zmienią się technologie, materiały, mody albo i cos innego, a Ty będziesz miał stare i nie bedzie mozna tego zmienić. PS. Mam nadzieję, że Cię nie uraziłem, nie miałem takiego zamiaru.
    4 points
  48. Tak sobie cichuteńko myślę ... ale tak cichutko cichutko .. jak to ja ... I mi wychodzi, że po trosze wszyscy rację macie. Nie dokarmiać ... można ... ale trochę szkoda tych małych pierzastych zasrańców ... no i obserwacja tego co się do karmników zlatuje daje sporo przyjemności. Zwłaszcza dla dzieci ... jeśli się posiada takowe .... Dokarmiać nieregularnie ... można ... natura ma to do siebie, że nie daje co dzień suto zastawionego stołu, a ci, którym się czegoś energetycznego znaleźć nie uda .. no cóż .. kapieją na mrozie, więc "od czasu do czasu" podrzucając przygarść czegoś zdrowego, specjalnie się nie wyłamujemy z mechanizmów ogólnych. Kto znajdzie i łyknie, jego wygrana. Dokarmiać spleśniałymi resztkami ... nie można ... no przynajmniej w karmniku przed własnymi oknami. Lepiej wyciepnąć do kosza. Potem niech się posezonuje troszkę, potem pojedzie na wysypisko i tam zjedzą jakieś ptaki-buraki (albo jakieś inne nieładne stworzenia, żywiące się w wielgachnym karmniku jakim wysypisko jest)... i jak od tego zdechną ... nie będą pod okiem leżeć. Ciche ... bardzo ciche wnioski .... dokarmiać, jeśli to możliwe - regularnie, jeśli mniej możliwe - nie rezygnować całkiem z sypnięcia niekiedy .... I NIE KUPOWAĆ ŻARCIA BEZ OPAMIĘTANIA.
    4 points
  49. Przy wentylacja domowych opory są pomijalne, ale jeżeli chodzi o sam fakt - to "sztywność" nie ma wpływu, za to kąty proste owszem! Podobnie zbyt duże średnice ( choć to nie ma w praktyce znaczenia ) ale opory przy prędkościach powietrza mniejszych niż optymalne – rosną. W kanałach z chłodnym powietrzem ( klimatyzacja) występuje wilgoć wiec i czyszczenie ma sens, w wentylacji wywiewno nawiewnej - nie ma wody w nawiewie! Zagrzybienie jest groźne , gdy powietrze z kanału wywiewnego ( mokrego) dostaje się do pomieszczenia... dzieje się tak przy cofce z kanałów wentylacji naturalnej. Mam pytanie do Szanownego Pana, ILE RAZY MYŁ PAN KANAŁY WENTYLACYJNE W SWOJEJ KUCHNI CZY ŁAZIENCE???
    4 points
  50. Wentylacja mechaniczna może być rozpatrywana w sposób tradycyjny i najprostszy – czyli dom traktowany jako jedno „pomieszczenie”, ale może też być „rozbita” na poszczególne pomieszczenia. Dobrzy instalatorzy to wiedzą, wiedzą również, że w niektórych przypadkach jest to wręcz nakazane przepisami, a w innych wynika to z uwarunkowań – np. takich: W tym przypadku, bilansowanie wentylacji w poszczególnych pomieszczeniach, ma swoje uzasadnienie. Uzasadnione to również może być układem pomieszczeń i ciagów komunikacyjnych, lub (i) „rozkładem” kondygnacji. Tak więc, ani nie jest to herezja, ani najnowsza zdobycz wiedzy, ani tym bardziej idiotyzm. Może się okazać, że jest to najbardziej optymalne rozwiązanie, biorąc pod uwagę zarówno koszty inwestycyjne jak i eksploatacyjne.
    4 points
This leaderboard is set to Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...